We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

Pacyfa

by elektronikt

supported by
/
  • Streaming + Download

     

  • Cassette + Digital Album

    Includes unlimited streaming of Pacyfa via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.
    ships out within 2 days

      59 PLN or more 

     

  • Compact Disc (CD) + Digital Album

    Zapraszam do kupna :)
    Pozdrawiam

    Includes unlimited streaming of Pacyfa via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.
    ships out within 3 days

      29 PLN or more 

     

1.
Plamy na słońcu nie zwiastują nic dobrego Palę papierosa na balkonie z kolegą Grzeje gazowa kula, niebo czerwono sine Wiosna miała być a zanosi się na zimę Głowa mała tępa dynia przestaje ogarniać Myśl ucieka jak przed strzałem myśliwego sarna Nie chcę nic negatywnego absolutnie pisać Na pewno nie tak bardzo jak Riedel Ryszard Cholerne plamy na słońcu, księżyca strona ciemna Niepokoi niepewność jak antymateria Lęki uzasadnione, nie są bez powodu Wind of change wieje ze wschodu Plamy na słońcu, znak niechybnych zmian Rzeczywistość się przelała, zepsuty kran Kubeł zrozumienia się przepełnił i co to? Było fajnie lecz powoli robi się błoto I siedzimy w tym syfie, zaczynamy czuć smród Z kubła się wylewa wypłukuje się bruk Było podwórko, bloki, place zabaw Będzie klepisko, ruiny i gówno na ścianach Zaraz koniec piosenki nie ma nic złego w tych słowach Róże miłości najlepiej przyjmują się na grobach Smutna czarna chmura znad środkowej Azji Krwawa kultura dalekiej Buriacji Plamy na słońcu to bardzo zły znak Na balkonie papieros, jeszcze tę koszulkę masz? Pali se kolega w koszulce z pacyfą Nie można takiej kupić, nie ma takiej dzisiaj
2.
Boski rydwan 04:21
3.
Dzisiaj, znaczy wczoraj się wszystko pozmieniało Już nie będzie normalnie, bo porozpierdalało Koła kwadratowe, linie proste połamały Kurwy na salonach a dziewice się sprzedały Białe jest czarne a kolorowe szare To co było świeże zgniło, bo stare Nastąpiła zmiana, zardzewiały chromy W sztucznym złocie na parkietach, tańczą chamy Nic naprawdę nic nie pomoże Nic…nic…nic…nic… Nic naprawdę nic nie pomoże Nic…………nie pomoże Co normalne się zjebało i nie będzie dobrze Jedziemy limuzyną na swój własny pogrzeb Solidny system pęka jak mydlana bańka Szyby powybijane we wszystkich bankach Pali się truchło prawdy polane benzyną Tlą się zwłoki miłości, ktoś je dogasza szczyną Przemocy na nowo rozkopane groby Nowa ewangelia – Goya – demony wojny
4.
Wszyscy jesteśmy skazani na śmierć Ale nie teraz, ja jeszcze nie Tylko jedna wiosna, lato, jesień i zima Chociaż tyle w celi śmierci wytrzymać Wszyscy jesteśmy skazani na śmierć Ale nie teraz, ja jeszcze nie Niech innego powieszą, usmażą na krześle Zagazują drania a nie mnie jeszcze I ty też jesteś w podobnej sytuacji Urodziłeś się tutaj, więc trochę płytko patrzysz Z perspektywy szczura doświadczalnego w klatce Widzisz blade światło, nic nie wiesz o swej matce Przeniosą cię czasem z piętra na piętro Wstrzykną preparat i to jest życia piękno Nie wiesz co to za czerwona plama na futrze Nie ważne, chcesz myśleć tylko o jutrze Wszyscy jesteśmy skazani na śmierć Siedzimy w celi, to nie będzie happy end Każdy wie, tylko chce się oszukiwać Kolejny dzień cudem życia nazywać A wszyscy jesteśmy skazani na śmierć Ale nie teraz, ja jeszcze nie Niech innemu wbijają igłę i wstrzykują chemię Dla mnie jeszcze jeden dzień szczęśliwy niech będzie I ty też jesteś w podobnej sytuacji Cieszysz się życiem, bo ci go nie odebrali Kolejny dzień, lokal wydaje się być większy Nie wiesz, że to ty, po prostu jesteś mniejszy Czujesz się potrzebny komuś i słusznie Masz numer na nazwisko, czy to rozumiesz? Masz numer także jako miejsce pobytu Rubrykę „DATA ŚMIERCI” w czyimś notatniku Wszyscy jesteśmy skazani na śmierć Musimy skromnie bo pycha to grzech Oni mają klucze, my się sami zamykamy Drut kolczasty, mur, tu nawet nie ma bramy Wszyscy jesteśmy skazani na śmierć I tylko winni tłumaczą się Tylko winny ucieka, więc pozostajemy w celi Chociaż do piątku, może się uda do niedzieli
5.
Wirus 03:53
Puste ulice, martwe samochody Oczodoły budynków czarne, zerwane schody Porośnięte mchem, eleganckie marmury Apartament prezydencki, zajmują szczury W nocy na semaforze siedzi czujna sowa A na horyzoncie polarna zorza Mieni się odcieniami zieleni Niepotrzebnie, nie ma dla nas nadziei Bo my kryjemy się w podziemnych jamach My, zaraza tego świata w ciemnych korytarzach Wirus ohydny, bo nie do wytępienia Najgorszy jakiego wychowała ziemia My kryjemy się w wydrążonych dołach Głęboko pod ziemią w wykopanych schronach Wirus niebezpieczny, bo niezniszczalny Jak chłoniak atakuje planety tkanki Nad jeziorem w lesie unosi się mgła Stado wilków pilnuje wejścia, właśnie tak Dzikie drapieżniki, najgroźniejsze gatunki Byśmy nie wydostali się z naszej kryjówki A beton pęka, w szczelinach rosną kwiaty A niedźwiedzie w Tatrach robią zapasy Na Polu Mokotowskim stado bażantów Nikt nie straszy tych spokojnych mieszkańców Bo my kryjemy się w podziemnych jamach My, zaraza tego świata w ciemnych korytarzach Wirus ohydny, bo nie do wytępienia Najgorszy jakiego wychowała ziemia My kryjemy się w wydrążonych dołach Głęboko pod ziemią w wykopanych schronach Wirus niebezpieczny, bo niezniszczalny Jak chłoniak atakuje planety tkanki Puste place, szkielety autobusów Tramwaje na szynach nie wykonują ruchów Gotówkę w Centralnym Banku porasta grzybnia Żadnemu stworzeniu nie dzieje się krzywda Stado saren przemieszcza się spokojnym krokiem Kilka młodych żeruje pod blokiem Cisza i spokój i wszystko jest w porządku Bo niedźwiedzie pilnują byśmy pozostali w środku Dlatego kryjemy się w podziemnych jamach My, zaraza tego świata w ciemnych korytarzach Wirus ohydny, bo nie do wytępienia Najgorszy jakiego wychowała ziemia My kryjemy się w wydrążonych dołach Głęboko pod ziemią w wykopanych schronach Wirus niebezpieczny, bo niezniszczalny Jak chłoniak atakuje planety tkanki
6.
Tego o czym się nie mówi, to co jest wyparte Nie śpiewa piosenek, nie może być żartem No to tego nie ma, przemilczane Ukryte, kategorycznie jest niechciane W szufladzie głęboko schowane dokumenty Bardzo przydatna funkcja – czyszczenie pamięci Coś była i nie ma, nieakceptowalny układ Niemożliwy, bo nie mieści się w mózgach A to właśnie tak jest, mówię wyraźnie Wszystko co znamy jest tylko na razie Nawet K2 będzie kiedyś kupą piachu Ty też nią będziesz, bądź pewien chłopaku I żebyś całe życie wyznawał fit religię Wyżej dupy nie podskoczysz, jak trawa się gibniesz I złamiesz i uschniesz, tak jak ona Z tą różnicą, że nie przyjdzie wiosna pierdolona No i nie odrodzisz się, ponownie Chyba, że jesteś Hindus, ale nie więc nie istotne Humorystyczna wstawka, nie ma tu znaczenia Piszę to bez wyrzutów sumienia Wypieranie nic nie da, trzeba akceptować Bo będzie nic, nie ma czego schować Jedyne, co pewne według teraźniejszej wiedzy To, że nie ma metody na nie gryzienie gleby W tajemnicy ci powiem, jak chcesz wrócić do świata? Po śmierci nigdy nie idź w kierunku światła
7.
Zgubiłem się w lesie pełnym drzew i zwierząt Nikt mnie nie uratuję ani mnie nie namierzą Daleko od szosy nie wiem jak tutaj dotarłem Gwiazdy jasne, księżyc ale niebo czarne Brak zasięgu, nie ma na co liczyć Myślałem, że to ktoś, a to echo krzyczy Zaginąłem i jestem sam na tej polanie Szara gęsta mgła nasyca mi ubranie I robi się ciężkie, w buty wrasta trawa Rzeczywistość już działa na innych zasadach Nie chcę już uciekać, zostaję w bezruchu Muzyka gra we wnętrzu, nie potrzebuję słuchu Czas płynie wolniej, jakoś się zatraca Myślałem, że to dzień a to były lata Jestem sam w środku lasu na tej polanie Świadomość wciąż mam i wiem, że tak zostanie Już nic się nie zmieni i będę tu na zawsze Nigdy się nie obudzę i nigdy nie zasnę Skóra twarda kora, serce ciągle bije Pompuje osocze z gleby aż po szyję Ręce rozpostarte, energia ze światła Promieniowanie słońca przyjemnie głaska Ciemno, jasno, na zmianę w rytmie co sekundę Złota i srebrna łuna i to nie jest nudne I nie chcę wracać do tamtego świata Nie ma ograniczeń, wcale nie ma zasad Nie chcę wracać do tej gorszej formy życia Nic nie muszę mówić , nikt by nie usłyszał
8.
Ciemne letnie niebo przeszywa perseida Czemu cieszy coś, co zaraz znika Skąd się bierze nieracjonalna satysfakcja 26 lat nie byłem na wakacjach Wiem, że trzeba szybko pomyśleć życzenie Spadająca gwiazda gwarantuje spełnienie Życzę sobie tego, by zobaczyć jeszcze jedną Czekałem do rana, o świcie gwiazdy bledną Nadzieja jak życie skończy się na pewno Z każdym dniem konsekwentnie musi być mniejsza Człowiek się kurczy, w końcu całkiem maleje Czterech ludzi niesie trumnę, a starczyłby jeden Miałem w garści tę nadzieję i dostałem cios Wypadła mi z rąk gdy szedłem przez most Krwawił nos no a sprawcy uciekli Patrzyłem jak zguba płynie z nurtem rzeki Ciemne chmury nad Kołobrzegiem Smutne, że to nie zależy od ciebie Te pierwsze wakacje po trzech dekadach Nie są niestety na moich zasadach Krew płynie w żyłach jak Parsęta I kapie w piach, ciepła i lepka Woda deszczowa przesiąka przez bluzę Czekam na słońce, więc się nie nudzę
9.
Grażyna pije szampan rano i jest spokojna Janusz Alprazolam, bo szykuje się wojna zero jedynkowy świat, za duży kontrast między zimą a latem powinna być wiosna nie ma jej jednak już od kilku lat w niemodnej śpię koszulce na niej pacyfki znak wstaje do życia cały blok i ja też także 10 piw zatem w niezbyt w dobrej formie za to bez spinki, za to zluzowany obudziłem się zbyt wcześnie w pewien lipca poranek na parapet sra mi gołąb się zdenerwowałem ciśnienie skoczyło ale wciąż jest za małe kawę parzę w metalowym czajniku chce posłuchać Coltrejna z winylowej płyty włączam telewizor i jak zwykle słyszę umocniły swój system te rządowe misie komuchy się dogadały chyba z katolami ja tam się nie znam, jadę do metra schodami wrogi tłum sie leje jak z czajnika kawa czemu tak się patrzą co za dziwna sprawa? już zrozumiałem czemu nienawidzą cały czas mam na sobie koszulkę z pacyfą a Grażyna pije szampan rano i jest spokojna Janusz Alprazolam, bo szykuje się wojna zero jedynkowy świat, za duży kontrast między zimą a latem powinna być wiosna

credits

released December 17, 2022

license

all rights reserved

tags

about

elektronikt Warsaw, Poland

contact / help

Contact elektronikt

Streaming and
Download help

Report this album or account

If you like elektronikt, you may also like: