1. |
Bezustanny kurs
03:52
|
|||
Zamknięty w klatce ale ta klatka jest otwarta
Kartka czysta nie pisana a już podarta
W kotle myśl jak smoła się gotuje
Zaproszenie na wydarzenie się nie angażuje
Nie polubiam nie biorę udziału bez komentarza
Johnny Walker z rana raczej się zdarza
Wtedy ładniej brzmi deszcz o parapet bity
Wyjdę z domu będą się lepiej butów trzymać chodnikowe płyty
Bo wiesz im więcej będziesz pytał o to mnie
Tym mniej ci opowiem jak ja czuję się
By na jednej dłoni zliczyć muszę upierdolić palec
Osób które kocham liczba zmniejsza się stale
Na drugiej dłoni już kurwa nie mam palców
Rozedrgane myśli psy bez kagańców
Bezustanny kurs z Pragi na Bankowy
Ale potrzebuję tej z tobą rozmowy
Po prawej stronie Wisły niebo z ołowiu
Brunatne niedźwiedzie nie zdechną z głodu
Arka Noego ich betonowa wyspa
Obok na ławce kola i wódka czysta
Potem tramwaj z mostu wjeżdża pod ziemię
Zygmunt III Waza patrzy na zwrócone mienie
Nie chcę tam wracać teraz zachodzące słońce
Na Bankowym wielkie lustro puszcza zające
Bo wiesz im więcej będziesz pytał o to mnie
Tym mniej ci opowiem jak ja czuję się
By na jednej dłoni zliczyć muszę upierdolić palec
Osób które kocham liczba zmniejsza się stale
Na drugiej dłoni już kurwa nie mam palców
Rozedrgane myśli psy bez kagańców
Bezustanny kurs z Pragi na Bankowy
Ale potrzebuję tej z tobą rozmowy
Dzień podobny do dnia wracam z pracy
Skitrany browar w tramwaju słuchawki wystarczy
W siatce ulic jest poprzeczny Nowy Świat
Weseli ludzie smutnym nigdy nie biją braw
Na środku ronda śniegiem przypruszona palma
Kolejną godzinę Charles de Gaulle zarwał
Święty czas alkoholu wyjmę zeszyt i piszę
Melancholijnym tekstem kartkę nasycę
Bo wiesz im więcej będziesz pytał o to mnie
Tym mniej ci opowiem jak ja czuję się
By na jednej dłoni zliczyć muszę upierdolić palec
Osób które kocham liczba zmniejsza się stale
Na drugiej dłoni już kurwa nie mam palców
Rozedrgane myśli psy bez kagańców
Bezustanny kurs z Pragi na Bankowy
Ale potrzebuję tej z tobą rozmowy
|
||||
2. |
Na małym osiedlu
03:57
|
|||
Na małym osiedlu w jednym z miliona miast
Pod niebem pochmurnym w nocy bez gwiazd
Stoi niewielki szary czteropiętrowy blok
Żeby dotrzeć trzeba przyzwyczaić wzrok
Spękana elewacja niewidoczna na tle lasu
Dom się staje organizmem wraz z upływem czasu
Przesiąknięty wilgocią od dachu po piwnicę
Smród klatki schodowej łączy parter ze strychem
Noc przykrywa wszystko ciemną gęstą smołą
Za dnia mgła rozmywa brzydotę gołą
Pory roku tylko dwie jesień i zima
Każdy kto się tu urodzi umierać zaczyna
Mieszkańcy w lokalach a także w pustostanach
Jedni trwają żywi inni w łóżkach na marach
A w mieszkaniu numer 6 na drugim piętrze
Mieszka pan Tomasz podobno ktoś mu wyrwał serce
Wisi żarówka nad śmierdzącym fotelem
Pan Tomasz na nim siedzi między piekłem a niebem
Dłonie nitką grzybni są zszyte z poręczami
Zło kiełkuje w górę łączy podłogę z butami
Noc przykrywa wszystko ciemną gęstą smołą
Za dnia mgła rozmywa brzydotę gołą
Pory roku tylko dwie jesień i zima
Każdy kto się tu urodzi umierać zaczyna
Impulsy przenikają przez mur aż do piwnicy
W oparach pleśni coś bezgłośnie krzyczy
Przez kable korzeni Tomasz się z osiedlem scala
Czuje cały ból od lasu po mieszkania
Przez nozdrza ze zgnilizną cierpienie chłonie
Wszystkich ofiar bloku krwawy pot na skronie
I kapie krew jak wielkie krople deszczu
Jak kamienie rzucane na dach z azbestu
Noc przykrywa wszystko ciemną gęstą smołą
Za dnia mgła rozmywa brzydotę gołą
Pory roku tylko dwie jesień i zima
Każdy kto się tu urodzi umierać zaczyna
|
||||
3. |
Anthony Bourdain
01:48
|
|||
O czternastej zero zero zabita ćma
Łatwa głupia śmierć dla niej była to pora zła
O siedemnastej trzydzieści przykra wiadomość
Martwego celebrytę w hotelu znaleziono
Samobójczy celebryci nic w tym strasznego
Ale to był mój ulubiony ja bardzo lubiłem Anthonego
Tak mi przykro że aż się sam zdziwiłem
Problem miał z życiem jak NASA z księżycowym pyłem
Panie Anthony Bourdain chciałbym być taki jak Pan
Ale czemu? przecież nie było widać nic a może trochę tak
Cierpi Frida wszystko ją bardzo boli
Cobain nie mógł uciec od lęków swoich
Życie to pasmo smutku i udawanej radości
Trzeba wypić tyle wódki aż się nasączy szpik kostny
Sława nie dobra niepotrzebny fame przez CNN
Ale bez tego nie znałbym Anthoniego Bourdaina
Paradoks …nienawidzę paradoksów
Pomyłek w strukturze w tkance błędnych zrostów
Panie Anthony Bourdain chciałbym być taki jak Pan
Ale czemu? przecież nie było widać nic a może trochę tak
|
||||
4. |
||||
Zachód słońca nad Bałtykiem albo o brzasku
Skromne życie małe ziarno piasku
Chłód przenika bose stopy zimna woda
Z każdą falą niżej w dół po schodach
Bryza w twarz ręce lekko w górę
Chwilowe zrozumienie przez moment czuć strukturę
Chłód tlen krew serce płuca powietrze
Deszcz Perseidów będzie padał wiecznie
Wobec stałej świata życie zbiorem przypadków
Miarą jego bilans przychodów i wydatków
Na bosaka maraton po śliskiej glinie
Balans niebezpieczny na elektrycznej szynie
Wszystko było jest i będzie smutna prawda
Że nas to dotyczy szara miazga
Intercity szybko jedzie z miasta do miasta
Prędko to mija zbliża się końcowa stacja
Chcę wysoko chcę być na zawsze rozczarowanie
Chcę na siłę wszystko rozwiązane zadanie
Wzór matematyczny nie da się go złamać
W piach Bałtyk już zaczął mnie wchłaniać
Krew osocze coraz bardziej gęste
Chcę widzieć ostro a ciało szkliste w oku mętne
Forever young zapomniałem jak to idzie
Ale do póki mogę do póty z tego szydzę bo
|
||||
5. |
Jak znajde telefon
03:16
|
|||
Za gorąco w dzień i bardzo duszno w nocy
Diabeł przykrył ogonem i znikąd pomocy
Telefon zniknął zero kontaktu
Piwa za mało brak słodkiej wody na statku
Pod nocny sklep wyprawa wredna sprzedawczyni
Kibice też nie byli zbytnio mili
Szczęśliwy powrót na lokal także jednak jest gites
Browar na miejscu bez twarzy obitej
Znajdę telefon i wszystko ci opowiem
Ja cię rozbawię ty mnie wesprzesz dobrym słowem
Obiecałem że napiszę weselszą piosenkę
Tematykę lżejszą wezmę na oczy przejrzę
Więcej będzie zwrotek ogólnie lepsze
Znajdę i phone wtedy cię pocieszę
Cykady na greckich wyspach a w Warszawie pogrzeb
Na te chwile lipa ale będzie dobrze
Biega krzyczy szuka pan Hilary
Gdzie komórka gdzie telefon zajebany
Gdzieś jest lecz nie wiadomo gdzie
po mieszkaniu jak debil krzątam się
Jak złoty nazistowski pociąg ze Śląska
I phone pod ziemią pod tynkiem podłoga grząska
Już piata rano kończę piwo ostanie
Padam na łóżko chociaż nie chcę ale zasnę
Jak znajdę telefon wszystko ci opowiem
Co sobie wyobrażasz na pytania odpowiem
Na serio następny song będzie weselszy
Temacik piosenki inny jakiś lepszy
Znajdę telefon i będzie Kanada
Na fejsie nie odpowiem płyta główna wysiadła
Piszę ten tekst bo wiem że jesteś w nerwach
Piszę bo od tego jest przecież piosenka
Jak znajdę telefon wszystko ci opowiem
Przeszukałem mieszkanie rozmawiałem z Bogiem
Jechałem uberem tam na 100 nie zostawiłem
Telepatyczne zdolności czemu ich się nie uczyłem
Zaraz wyjdę i pobiegnę veturilem przyjadę
W ręku trzymam ładowarkę tylko i kabel
Ale musisz wiedzieć że wszystko dobrze będzie
Nawet bez telefonu ciebie znajdę wszędzie
|
||||
6. |
Fotoplastikon
02:24
|
|||
Sine chmury z wiatrem kończą półroczne lato
Ktoś z przyzwyczajenia jeszcze liże gelato
Ostatni kurs w powrotną stronę z Dębek
Większość zrelaksowana a dla mnie nieprzyjemnie
Perspektywa zimy długie sześć miesięcy
Niedźwiedź idzie spać pół roku żywot jego mniejszy
Młyńskie koło życia mieli rwą się rzeki brzegi
Pchają się przez śnieg bezwstydne przebiśniegi
Fotoplastikon cały cykl kilka minut
Może wyłączyć prąd może to zatrzymać
Podjąć Próbę złapać w wiadro powietrze
Walczyć bić się krepinowym mieczem z deszczem
Można można można nawet trzeba spróbować
Kopać się z koniem wstrząs mózgu ryzykować
Każdy cykl się zamyka nie może być ciągle chójnia
Zawsze się musi skończyć każda wojna
Pozytywny przekaz prędko odpowiedni feedback
Za jednego uratowanego pięciu spotka krzywda
Sprawiedliwości nie pomylić nigdy z równowagą
Walczyłeś o słuszną sprawę obili cię lagą
Nie martw się wszystko będzie gites
Dzisiaj herbata jutro się będziesz raczył szczytem
Fotoplastikon cały cykl w kilka minut
Nie gaście prądu nic nie zatrzymuj
Do przodu powoli play czekaj na swoja kolej
Jesienna ramówka w serialu grasz rolę
Wszystko jest w porządku otacza cię tlen
Peleryna na deszcz i to nie jest sen
Można można można trzeba podjąć próbę
W kajdankach wyjść na ring i dostać w tubę
Fotoplastikon cały cykl kilka minut
Może wyłączyć prąd może to zatrzymać
Podjąć Próbę złapać w wiadro powietrze
Walczyć bić się krepinowym mieczem z deszczem
Można można można nawet trzeba spróbować
Kopać się z koniem wstrząs mózgu ryzykować
|
||||
7. |
Dziwna nauka jazdy
03:41
|
|||
Jadę przez gęsty las za sobą widzę światła
A może mi się zdaje ciśnienie mi wzrasta
Nienawidzę szos po których nikt nie jeździ
Puste pole albo ściana lasu ooo to mnie trochę mierzi
Światła za mną kocie oczy wcale nie znikają
A z przeciwka ani jeden wóz GPSY nie działają
Bardzo mocno że aż sine palce dzierżę kierownicy koło
Czemu ja się tu znalazłem się zamiast ciebie obok
Lęk strach niepewność poczucie zagrożenia
Natrętne głosy w głowie i nic się nie zmienia
Spokój ukojenie luz niczym się nie martwię
Może ktoś mi w tym pomoże sam się tym nie zajmę
Prześladowca się szybko zbliża jest niebezpiecznie
Rzadko kiedy się mylę w światłach wyczuwam agresję
Odruchowo z kieszeni szybko wyjmuję buteleczkę
Ostatni łyk chciwie biorę wyrzucam puste dwieście
W tym momencie strasznym auto mi zajeżdża drogę
Pierwszy wychodzi ojciec ruszyć się nie mogę
Dwie policjantki i metalowy kot wokół karła kłęby dymu
Szef firmy okrutny Azjata wyjmuje miecz i dalej nie ma rymu
|
||||
8. |
U mnie w trumnie
02:50
|
|||
Dzień podobny do dnia w sumie nic nowego
Nieopisane uczucie do świata tego
Świecie o świecie ja kocham cię jak ojca
Niestabilna miłość jak plastikowa bojka
Niezależnie ode mnie unosi się na fali
A od spodu obrośnięta wodorostami
Gdzieś na krańcu świata ołowiana skrzynia
Ocynkowana a w niej serce bić zaczyna
Nostalgia smutek nic nie szkodzi
Pożar jest zawsze gorszy od powodzi
Do góry głowa wiadomo będzie źle
Ale jeszcze oddychasz nie jesteś na dnie
Weź głęboki wdech zanim piana pójdzie z płuc
Zanim opadniesz z sił wybierz fajny grób
Razi cię słońce kładź monety na oczy
Charon już przez rzekę cię przewozi
Śmierć nie dzieli ona bardzo dobrze łączy
Bo choć pianista dobrze gra zawsze źle kończy
Ale można uciec można biegać szybko
Każde zawody są złe każde igrzysko
Zakopana gdzieś w piachu nad Wisłą ambicja
Zanegowana zlekceważona prohibicja
jak ohydna larwa serce w ćmę się zamienia
I leci w ogień bez zastanowienia
|
Streaming and Download help
If you like elektronikt, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp