We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

Mrok (LP)

by elektronikt

/
  • Streaming + Download

     

  • Compact Disc (CD) + Digital Album

    ELEKTRONIKT - "Mrok" CD

    Zapraszam do kupna :)
    i pozdrawiam

    Includes unlimited streaming of Mrok (LP) via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.
    ships out within 3 days

      19 PLN or more 

     

1.
Koronaspacer 05:28
Słuchawki na uszy, dobry bas i bęben Nos poza maseczka, tak do sklepu nie wejdę Już zakryty, parują okulary Cen dobrze nie widzę, podchodzę do kasy Koka kola podrożała aż żem kurwa struchlał Żartuje do kasjerki, że to chyba w Rublach Trochę się zaśmiała ale nie spadła z krzesła Może pomyślała że to jakaś sugestia? Kolejny Polak myli z Rosją Ukrainę No nie ważne… pakuję piwa w plecaczynę Pomysł niezły, plan i realizacja Spacer po osiedlu i wypad na miasto Z zachowaniem bezpieczeństwa i dystansu społecznego Przyjmę dawkę alkoholu etylowego Wchodzę do 26 – kierunek Plac Bankowy Maska na nosie, pomysły ulatują z głowy Ale biorę telefon i piszę tę piosenkę Dużo jest takich ale może być więcej Piosenek bez tematu z przekazem żadnym Może zakamuflowanym? … chciałbym Piosenka bez tematu, pusta jak samara Jak po kilku minutach puszka od browara Przez nikogo niechciana, nikomu nie potrzebna Jak Jankes w Iranie, jak policja na osiedlach A zatem jadę, tramwaj sunie przez Wolę Wspominam, Sarmata, Sowińskiego szkołę Drugie piwko odbezpieczam tradycyjnie przy Pedecie Duch kina WZ, Fugazi… sami wiecie Wspomnienie szybko mija, maska w górę i biorę łyka Dużego bo powoli pić się nie opłaca Samotny spacer miał być to ale piszę do brata Możesz? Nie może, innym razem bo praca Zamknięty Paragraf po lewej stronie ręki Lockdown pasuje do o niczym piosenki Puszka pusta, KFC, pawilony JP II Wszystkie knajpy spowiła kowidowa mgła Wysiadam na Bankowym Placu, plecak o kilo lżejszy Koronaspacer będzie o tyle weselszy Nos nad maskę a telefon liczy kroki Ten spacer sport i przyjemność w sobie łączy Więc biorę telefon, piszę dalej piosenkę Coraz szybciej, bo po piwie mniej się męczę Piosenka bez tematu no i bez przekazu Więcej sensu widzi Syzyf w toczeniu głazu Piosenka bez tematu, pusta jak restauracje Jak Multikino, jak stoki narciarskie Przez nikogo niechciana i nikomu niepotrzebna Tak jak Wojewódzkiemu trzynasta pensja Trzecie piwko pyk na ławeczce przy Nike Tutaj rzadko można spotkać policję Więc spokojnie sączę z samochodów szumem I pochłania i wysrywa je ten pod Starówką tunel No i dalej wiadomo, z tęsknoty Nowym Światem ASP miesza się Blue Velvet z Amsterdamem Czwarte i piąte pęka bardzo szybko Suszenie puszek ulubioną jest rozrywką Teraz na poważnie jestem na pawixach Humor po piwkach natychmiast znika Nieopisana strata, nie do odzyskania Jak honor celebrytów po zaszczepieniach By anulować zamułkę wącham se tabakę Otwieram piwo i zakańczam spacer Powrót 171 bezpośredni spod Smyka Z niepełnym czteropakiem w autobusie znikam Ale biorę telefon i kończę piosenkę Już nie muszę się spieszyć ani pisać więcej Ostatni refren tekstu bez tematu Jak święto zmarłych bez chryzantem kwiatów Jak pływak bez basenu, psycholog bez stresu Fitness bez siłowni, jak dresiarz bez dresu Przez nikogo nie chciana, nikomu nie potrzebna Nie lubi jej słuchacz jak wegetarianin mięsa Ale piszę jeszcze refren, na koniec dwa razy Normalnie bym wykonał powtórkę pierwszej frazy Chciałbym zrobić ranking piosenek bez tematu I wygrać, niemożliwe zejdź na ziemie chłopaku Temat piosenki był, ktoś go wciągnął noskiem Teraz jest jak „Texański” Kasi Nosowskiej Bez sensu no i w ogóle chyba poza nurtem Kupie se wiatrówkę i postrzelę śrutem
2.
Wakacje nad Bałtykiem jak co rok choć inne teraz Jakaś romantyczna para muszelki zbiera Stoję nad brzegiem stopy toną w mokrym piasku Zaraz pójdę , wyjmę kolejne 200 z bankomatu Tymczasem w morzu tonie ciemnozłota tarcza słońca Bardzo szybko to robi, no bo jest gorąca Napisałem do ciebie, z braku netu nie wysłałem Pierwsze symptomy złego (tego jeszcze nie wiedziałem) Te piękne chwile, kołyszę się i tak tańczę Ostatnie na pewno …nie, ja gardzę tangiem To jest inny taniec, tylko kiwam się po prostu Już kochani nie ma potrzeby skakać z mostu Wszystko wydarzy się samo, bez naszego udziału Niepotrzebne było gromadzenie kapitału Wirtualne dobra w banku ujawnią swoją nicość Przepraszam, że to mówię ale taka bliska przyszłość Wracam do Warszawy, do roboty przecież muszę PKP przestało jeździć, jadę gównianym busem Na rynkach miasteczek policja razem z wojskiem Mobilne posterunki, jakąś odstawia szopkę Dziwna sprawa, internet wciąż nie działa Telefon też nie, myślę sieć się zapchała Pod centralnym nie mogłem wezwać ubera No to już poważna sprawa, groźnie jest już teraz A ja jeszcze dziś kołyszę się i tańczę Wykorzystam każdą chwilę, dopóki nie zasnę Trzymam butelkę i kiwam się jak goryl Tak, żałuję, że chodziłem do szkoły Trzeba było tak od razu, zmarnowane całe lata Do jasnej cholery, niepowetowana strata Zarobione dobra ujawnią swoją nicość Przepraszam, ze to mówię ale taka bliska przyszłość O jakiej bliskiej o jakiej przyszłości Nie chce straszyć, nie wiem czy o tym mówić ci Ale kartą kredytową będziesz kibel z gówna skrobał Bo papieru nie ma, a w nim nie płynie woda Wybite szyby, powyłamywane drzwi Na klatce schodowej ciemne ślady krwi Winda nie działa, będziesz szedł po schodach Kogoś gdzieś ktoś bije, nie będziesz go ratować Już nie kołyszę się, ja już nie tańczę Chociaż w takiej chwili nie pogardziłbym tangiem Oczy szeroko otwarte, wzrok zalękniony Wciąż nie daję wiary, to nie fake raelity Zakończyło się samo bez naszego udziału Bardzo szybko, prędko się to stało Ze stacji metra Płocka wypływają ścieki Dym gryzie w oczy, palą się dwa sklepy
3.
Ciężka sytuacja, czasy smutne nastały Nasz mały świat klęskami nękany Car odejdzie, prędko przyjdzie nowy Złodzieje się bogacą tracą dla fortuny głowy Staram się nie przejmować bo po co nerwy? Niejeden bogacz skoczył z powodu giełdy Nikomu nie życzę źle bo gówno mnie obchodzi Kto kąpie się w szambie, śmierdzący potem chodzi Nie będę szukał kto mi kurtkę w klubie ukradł Niech sobie w niej chodzi albo sprzeda na ciuchach Następnego dnia dostanę dobre zlecenie Podwójnie ktoś przepłaci ja mam czyste sumienie Takie proste historie, wyrównują się straty Biedny żył wesoło długo, na raka młodo zmarł bogaty Wszystkim ludziom na świecie znana święta prawda Nie ma szczęścia w miłości ten co ma szczęście w kartach Dobro zawsze wraca, przyjmę to za pewnik Zło przychodzi podwójnie, tak wskazuje miernik To nie jest sprawiedliwość to równowaga Tak samo dotyczy dziewczyny i chłopaka Nie idzie tutaj wcale o równouprawnienie Tylko po prostu o zrównoważenie Łatwa filozofia ale jest szkopuł Nie od tego coś mu ulżył oczekuj zwrotu Pożyczyłeś koledze 200 a kumpel nie raczył oddać A pamiętasz jak do korpo nie zwróciłeś laptopa? Dałem menelowi dychę nie oczekując nic od beja Trafiłem w lotto piątkę, też za nic zbieram Nie komornika jest winą, że go zły ojciec spłodził I bił go i znęcał aż się chłopak w nocy moczył A teraz w garniturze wykonuje czynności Goli przegrywów, zajmuje kosztowności Jeden chuligan na proteście bo to dobra zabawa Na ideowca plecy jednak spada ciężka laga Na pocieszenie powiem, że tajniaka zdradza żona Tego co bił nastolatki, robi to bez kondona I policjant agresywny tym bardziej będzie Im częściej mu kutas przy kobiecie mięknie Także odpuść tajniakowi ma wszakże karę Zajmij się sobą, masz swoją karmę
4.
Bożyc 04:36
Normalny jak każdy inny powszedni dzień pałac kultury na ścianę wschodnią rzuca cień Wieczór nastaje, ale to ostatni taki Psy zaczęły wyć, bezwładnie latać ptaki Telewizja i internet zaczyna dawać przekaz Komentator w TVP trzęsie się jak dzieciak Niezrozumiałe wydarzenia, zjawiska atmosferyczne Czarny staw się gotuje, reakcje histeryczne Faktycznie toń kipi, nad jeziorem czarne chmury Krzyż z Giewontu leci w przepaść, trzęsą się góry Pobożni górale padają na kolana Z toni się wyłania czart, istny szatan Gigant, włochaty, antyczny Bóg podziemi Woda spływa z sierści, wychodzi z kipieli Powoli kroki stawia, jest już pod Krakowem W kierunku katedry na Wawelu zwraca głowę A co tu się odpierdala? Jakieś pajacowanie? Co to za tandeta? Gdzie poszanowanie? Domki dla bożków, krzyże, sześcioramienne gwiazdki Półksiężyce, na buziach kobiet czarne szmatki? Co to kurwa ma być? Wrzeszczy Bożyc wściekły Zdeptał grupkę kapłanów, zakonnice uciekły ileście świętych wymyślili? Zły jak ten Mojżesz od tablic na Europie się skupił , jeszcze nie wie nic o Azji pstryka palcem w hełm Kaplicy Zygmuntowskiej gnie się złoto fałszywe, leci gruz na posadzkę na białe papiestwo, cały króli poczet całusy w pupy i w sygnety złote nie powinno tak być , Boży ma minę smutną zatroskało się nad ludzkością Bóstwo to żenujące i utoczył szczerą łzę łza się pali i spada i topi lód i robi krę kra płynie z Wisłą przez Warszawę, która się wstydzi za nuncjaturę, Toruń przeprasza za Rydzyk myślał Król podziemi, że rozpierdol zrobi niezły chciałby, lecz to nie na jego nerwy tu trzeba kurwa wezwać pomoc z innych zamieszkanych planet by wyplenić heretycką zarazę uleczyć ludzi, niech zaczną kochać się, szanować religijną mafię w rów mariański schować Co tu się odpierdala, co za błazenada? Kicz i chujnia i wstyd wobec wszechświata Grona mędrców ślą satelitę w kosmos Grono głupców recytuje mantrę w świątyni głośno Wraca zawstydzony w Tatry wieczny nasz Bóg Już jeden góral na hali zadął w krowi róg Już ksiądz dziatwę na zakrystii zbiera Już się cieszą bo już znika widmo czyściciela W watykanie już luz, sunnici też spokojnie Możecie się dalej napierdalać w tej swojej wojnie Turki już bez obaw walcie kurwa Kurdów Wojny religijne niech nabijają kabzy tuzów A szatan się cieszy a Bożyc się wstydzi A wasz pan Bóg dawno już was nienawidzi A Bożyc idzie do domu, kapituluje Ogarnijcie się fałszywie bożne fuje
5.
Bloki 03:56
Miasto jak każde inne ni stare ani nowe Takie same cechy od Kamczatki po Hanower Zawsze na skraju jest dzielnica bardzo twoja Nieodzowny dyskont, blisko niego szkoła Chodziłeś do niej i twoi koledzy Razem kopaliście piłkę, nie zdobyliście wiedzy Ale najważniejsze są bloki nieśmiertelne Jest w nich miłość i złamane serce Znienawidzone a zarazem kochane Klatka schodowa winda i mieszkanie Od piwnicy po stropodach wypełnione dźwiękiem Na poziomie chodnika, po środku przejście W przejściu zawsze przeciąg, zawsze browarek Tutaj stoją ci co mieszkają na stałe Po wiosennym deszczu specyficznie pachnie asfalt Zimą chłopcy z dziewczynami stoją na klatkach Bloki bloki bloki bloki Opowiadam o nich bo znam ich uroki W blokach blokach blokach blokach Mieszkają wszyscy, których lubię, których kocham Między blokami blokami blokami Spacerują starcy, młodzi jeżdżą rowerami W bloku bloku bloku bloku Płynie czas dzień po dniu rok po roku W trzeciej i czwartej klatce imprezy często się dzieją Staniesz między nimi, słyszysz stereo Rano cieć z parteru ma parapet zarzygany Przyszli, przeprosili bo gruby melanż był grany Z jesiennym wiatrem wraca pamięć o minionych latach Jak zgubiłem na spacerze małego brata Jak Królewskie na ławce smakowało z Remy 1000 Wypożyczalnia kaset video pamiętam jak dzisiaj W zatęchłej suterenie nowości i pornosy Kaucja 100 000 za taśmę starych złotych Tak mnie wzięło na wspomnienia to kochane osiedle A dla tych z domków, to nieprzyjemne miejsce Nie chodzili nigdy na tak zwane „bloki” Bo tam to tylko mogą być kłopoty Nieprawda, może czasem jakaś twarz obita Generalnie jednak pozytywna wielka płyta Bloki bloki bloki bloki W piwnicach koty, nad dachami samoloty Z blokami blokami blokami blokami Jesteśmy ty i ja tak samo związani Mocna urbanistyka i powiem więcej Nagraliśmy o blokach normalną piosenkę Wiesz o czym mówię gdy ten refren słychać Mam sentyment do bloków jak Schulz do Drohobycza
6.
Powoli jedzie ciężarówka Star C 28 Leśna droga, koła do połowy w błocie Reflektory tną smugą zamglone gałęzie To wisi w powietrzu, niedobrze będzie Za kierownicą sam Szef gangu zły Azjata Na pace z tyłu cała jego nichrześcijańska banda Ponury karzeł czyści szmatą kosę długą jak meczeta Człowiek Mięso, jego sina twarz lekko uśmiechnięta Jadę razem z nimi, chociaż wcale nie chcę Albo mi się to śni, szybko bije serce Nie widzę reszty postaci ale dobrze je znam Szmul co zabił żonę i podpalił swój kram Czuję ich oddechy, kilkanaście osób Czuję zapach haszu, czuję smród potu Nie mogę się ruszyć choć nie jestem związany Jak szczur po dawce trutki jestem sparaliżowany Męczący sen klątwa, wiem że nieprawda Cygańska zła wróżba, niedobra karta Czasami się boję podejść do okna Z widokiem na studnię bez dostępu do dna jesteśmy blisko celu, mój stan się nie zmienia kocie łby, zapluta poniemiecka mieścina szare brudne kamienice, wjeżdża wóz na rynek komenda główna policji, nic się nie bój synek mówi do mnie Człowiek Mięso, w jego śliskim ręku obrzyn wybiegają, zrozumiałem, kolejna bitwa wiecznej wojny policjanci nie zdążyli nawet wyjąć broni już na pierwszym siedzi Karzeł, tnie go nożem po skroni tępym metalowym prętem bije drugiego Majster Szmul Metalowy Kot na czatach, nikt nie wychodzi z ról Odbicie więźnia z posterunku trwało jedną chwilę Na pozostałych żywych stróży prawa Azjata leje benzynę Szmul i Mięso wychodzą, prowadzą uwolnionego więźnia Trójnogi pies wilczur na natrętnych gapiów szczeka Więzień to mój ojciec, potrzebuje odtrutki Szef Azjata podaje mu otwartą flaszkę wódki Teraz patrzy na mnie beznamiętnie ojciec Kot i pies siedzą jak wszyscy spokojnie Jedziemy do lasu, bez straty w ludziach Komisariat się pali, w niebo leci dymu smuga To bardzo dziwna nauka jazdy, teraz synu widzisz Wypił duszkiem ćwiartę wódki, nawet się nie skrzywił Widzę lecz zrozumienie żadne, sens się wymyka Postać ojca pierwsza, potem cała reszta gangu znika
7.
Mrok 03:44
Lekki wiatr unosi delikatną kołdrę mgły Świt przerywa przyjemne sny Rzeczywistość jak młyn mieli bezlitośnie Niewidzialne zło tka na swoim krośnie Znaną opowieść o przemocy czystej Która płynie jak brudna woda w Wiśle Kot dla zabawy z rana łapie sobie wróbla Bawi się nim, zostawia gdy struchlał Nie minie godzina jak niegrzeczny chłopiec Wiesza na gałęzi przypadkowego kota Wisi martwy kociak, łobuz do domu idzie Niechętnie, bo wie, bo trochę zna już życie Agresywny tata wczoraj pobił mamę Sine pręgi od pasa przecież nie zrobią się same Gówniarz nie jest zaskoczony ze spokojem bierze bicie Nazajutrz znowu jakiś kotek straci życie W mroku bezwładnie do ognia leci ćma Cel podróży obrany, każda droga zła Na słońcu czarne plamy, nie ma po co się lękać To tylko złe znaki, boska uzbrojona ręka Barokowy ołtarz w ciemnym wnętrzu świątyni W relikwiarzu czaszka, krzyż się złotem mieni Z rany na posadzkę cieknie stróżka krwi Nie potrzebna ofiara, i tak jesteśmy źli Ojciec idzie do roboty będzie fedrować na grubie Pech na wyrobisku, pękają belki w stropie Wieczorem w TVP zła wiadomość w informacjach Trzech górników ginie wśród nich ukochany tata Konstruktor sra po gaciach, ktoś musi za to beknąć Wykonawca zaoszczędził, dał słabsze drewno Dyrektora kopalni i tak już szlag trafia Za niespłacone długi go ściga mafia Nie ma głowy do roboty, bo bandziory go nękają W wyniku zaniedbań się wypadki zdarzają Ale zwolnić z góry nie dadzą rady Bo dyrektor na kogo trzeba ma bardzo dobre haki Wie czyj ojciec strzelał w masakrze w Babim Jarze Owszem lecz dał uciec przecież jednej ofierze Teraz jej synowie zabijają arabów Wieje wiatr na pustyni po krwi nie ma śladów W mroku bezwładnie do ognia leci ćma Pajęczyna czarnej wdowy delikatnie drga Na słońcu czarne plamy, nie ma po co się lękać Przed biskupem ministrant na kolana klęka W barokowym ciemnym wnętrzu świątyni Chrystus i dwa łotry, czarna chmura za nimi Brzydka pogoda, deszcz i chłodny wiatr Marmurowej pani po licu płynie łza
8.
Scalony II 03:38
Piękny powszedni dzień, bloki toną w słońcu Kolorowe pastelowe o szarych zapomnij Samochód powoli w lodówkę się zamienia Klima litra więcej z baku ssie do spalenia Jadę wolno, mijam tramwaje wieloryby W środku Jonasze siedzą w maskach te covidy Długo jadę sam w milczeniu bez muzyki A może przestało grać spaliły się styki Rzekę pokonuję, wielki most Brookliński A jednak nie, to tylko Świętokrzyski Zadzwonię do ciebie najdroższy przyjacielu Ale potem jakoś kurde bo nie mam zasięgu Przestaję rozumieć irracjonalny ciąg zdarzeń Miała być plaża nad Wisłą miał być dzień pełen wrażeń Jestem w środku lasu, nie ma samochodu Strumień szumi wśród paproci, to źródło chłodu Czas spowalnia powietrze jak sorbet ciężkie Minęło kilka minut a już za wami tęsknię Broda siwa, twarz zarośnięta Zimno i samotnie, pada śnieg, to są święta Z dala dźwięk kolędy, strasznej muzyki Czarny kot patrzy z wyrzutem ale bez nienawiści Pusty pokój, okna pleśnią zarośnięte Tu była futryna, tutaj było wejście Zeżarty przez korniki ale jeszcze się trzyma W pokoju fotel, poręczy linia krzywa Pasuje do ręki, albo ręka do niej raczej Jak spałem to śniłem a w śnie było inaczej Teraz sen niepotrzebny, na jawie widzę wszystko Bijące serce ziemi jest pod budynkiem blisko Trzy metry pod ziemią mojego ojca trumna Niepokojąco blisko obok studnia I słyszę głosy i szeptem sączą się wyrzuty Wielokrotne echo, takie prawo studni Scalony z fotelem, z mieszkaniem, z całym domem Czuję ból świata przez wszystkich drzew korę Wrośnięty w ekosystem kocham i nienawidzę Ale już więcej nikogo nie skrzywdzę Brat w rozpaczy nie wie gdzie jestem Zaraz będę obok, zaraz będę powietrzem Przyjdę do was w nocy, wszyscy moi bliscy Będę przy was w dzień, w chaosie i w ciszy Tylko mnie wchłonęło wcale nie cierpiałem To nawet lepiej, zaufania nabrałem Potrzeba mi teraz więcej czułości Lepiej się egzystuje jak nic nie boli Lepiej jak bliscy myślą o mnie dobrze Bez mrużenia oczu patrzę na słońce
9.
Piękny dzień wiosenny więc spotkałem się z bratem Skitramy się dobrze kierowani strachem Bo jest COVID i gromadzić i spożywać nie można Mamy kilka piwek na łeb i buteleczkę Bolsa Kiedyś za moich czasów można było pić legalnie Mówię do brata jak w 94 było fajnie Szliśmy akurat Rondem Jazdy na Pola podczas rozmowy A on pyta czy pamiętam te wszystkie skateshopy Że zajebiste były baggie i bułowate buty Malita, Mass, Moro, zajawkowe ciuchy I jak z Marksem wykręcali na deskach kickflipy Mówię, ta …chyba na Tonym Hawku … na niby Jeśli chodzi o ścisłość, w sensie o obuwie To w 90 martensy do młodego mówię Ewentualnie angielki, dla biednych punków rumuny Pod pajacem był dobry bazar, bo na stadionie tłumy A ubrania i koszulki to na Ząbkowskiej Naszywki, badziki, nowe płyty za grosze Okładki kaset w technice czarno białe foto Czarne gumki cisną jajca ale tak metale noszą Otwieramy piwka patrząc na puste jeziorko Po chodniku jedzie suka z psiarską eskortą Siedzimy na ławeczce znaleźliśmy nieco cienia A mojemu bratu się zebrało na wspomnienia Pierwsze piwo na torach była to czerwona Warka Gingersem zapijałem gorzkiego browarka Mały nędzny kuc, a życie było w garści Trochę emo trochę metal, hip hop też był fajny Wszystko piękne, wszystko było git Myślałem kminie świat a nie rozumiałem nic Odpowiadam że nie obcowałem z tak frywolnym luzem Byłeś metalem, skinem albo dyskomułem Upraszam filozofię może troszkę za bardzo W każdym razie w pape mogłeś dostać za jajco Żółte Caro smakowało lepiej niż Camele Królewskie na Grzybowskiej było takie świeże Ża jak trzymałeś butlę to spływała etykieta Na ja ci mówię dziewięćdzisiąte to święta On nie wierzy tylko mi mówi Umberella Rihanny I że to dopiero były zajebiste czasy Party Like a Rock Star a na forach gównoburze Cybersex na Gadu Gadu, lepszy niż w naturze Na chatruletce, opowiada, jak wyrywał Brazylijki Przyszedł wtedy iPod shuffle od wujka z Ameryki Imprezy domówki, po prostu zbyt epickie A na mieście Pawilony kwitły oczywiście W stanach Bush, rozrabiał agresywne miał maniery Potem nadszedł czas Obamy, jego imię 44 Hipis Murzyn prezydentem , no nie do wiary Nie może tak być dalej choćby skały srały A ja na to bratu, że owszem pamiętam Ale ja miałem Wałęsę, lepszego prezydenta Obiecał sto milionów i mu Staszewski to wypomniał Pruszków kontra Wołomina zabójstwo to nie zbrodnia W takiej miłej atmosferze wszyscy imprezowali No bo słowa „melanż” jeszcześmy nie znali Szczegóły opowiadałem wcześniej i już nie ma sensu Żeby w piosence tyle marnować wersów Rozmowa z bratem, ja to nadzwyczajnie cenię Żałuję że cię nie ma na tej niszowej scenie Nie chciałeś grać? Twoją decyzje szanuję Co u Kubunia? Zawsze zapytuję? Czyha na Jaggera dziś czy na papieża? A Johnson? W jakim kierunku kariera jego zmierza? Opowiedział mi wszystko i się rozstaliśmy Piszę tekst w telefonie, jak chyba wszyscy Ale muszę kończyć bo padnie bateria A naiwnie chciałem jeszcze obejrzeć serial Kiedyś był notesik od A do Z strony A telefon kabelkiem do ściany przytwierdzony Ekran już przygasa za chwile całkiem zgaśnie Dosyć już piosenek o przemijającym czasie Brat już w domu bo miał blisko, mieszka w centrum Ja w 190 zaraz będę na osiedlu

credits

released November 13, 2020

license

all rights reserved

tags

about

elektronikt Warsaw, Poland

contact / help

Contact elektronikt

Streaming and
Download help

Report this album or account

If you like elektronikt, you may also like: