1. |
Koronaspacer
05:28
|
|||
Słuchawki na uszy, dobry bas i bęben
Nos poza maseczka, tak do sklepu nie wejdę
Już zakryty, parują okulary
Cen dobrze nie widzę, podchodzę do kasy
Koka kola podrożała aż żem kurwa struchlał
Żartuje do kasjerki, że to chyba w Rublach
Trochę się zaśmiała ale nie spadła z krzesła
Może pomyślała że to jakaś sugestia?
Kolejny Polak myli z Rosją Ukrainę
No nie ważne… pakuję piwa w plecaczynę
Pomysł niezły, plan i realizacja
Spacer po osiedlu i wypad na miasto
Z zachowaniem bezpieczeństwa i dystansu społecznego
Przyjmę dawkę alkoholu etylowego
Wchodzę do 26 – kierunek Plac Bankowy
Maska na nosie, pomysły ulatują z głowy
Ale biorę telefon i piszę tę piosenkę
Dużo jest takich ale może być więcej
Piosenek bez tematu z przekazem żadnym
Może zakamuflowanym? … chciałbym
Piosenka bez tematu, pusta jak samara
Jak po kilku minutach puszka od browara
Przez nikogo niechciana, nikomu nie potrzebna
Jak Jankes w Iranie, jak policja na osiedlach
A zatem jadę, tramwaj sunie przez Wolę
Wspominam, Sarmata, Sowińskiego szkołę
Drugie piwko odbezpieczam tradycyjnie przy Pedecie
Duch kina WZ, Fugazi… sami wiecie
Wspomnienie szybko mija, maska w górę i biorę łyka
Dużego bo powoli pić się nie opłaca
Samotny spacer miał być to ale piszę do brata
Możesz? Nie może, innym razem bo praca
Zamknięty Paragraf po lewej stronie ręki
Lockdown pasuje do o niczym piosenki
Puszka pusta, KFC, pawilony JP II
Wszystkie knajpy spowiła kowidowa mgła
Wysiadam na Bankowym Placu, plecak o kilo lżejszy
Koronaspacer będzie o tyle weselszy
Nos nad maskę a telefon liczy kroki
Ten spacer sport i przyjemność w sobie łączy
Więc biorę telefon, piszę dalej piosenkę
Coraz szybciej, bo po piwie mniej się męczę
Piosenka bez tematu no i bez przekazu
Więcej sensu widzi Syzyf w toczeniu głazu
Piosenka bez tematu, pusta jak restauracje
Jak Multikino, jak stoki narciarskie
Przez nikogo niechciana i nikomu niepotrzebna
Tak jak Wojewódzkiemu trzynasta pensja
Trzecie piwko pyk na ławeczce przy Nike
Tutaj rzadko można spotkać policję
Więc spokojnie sączę z samochodów szumem
I pochłania i wysrywa je ten pod Starówką tunel
No i dalej wiadomo, z tęsknoty Nowym Światem
ASP miesza się Blue Velvet z Amsterdamem
Czwarte i piąte pęka bardzo szybko
Suszenie puszek ulubioną jest rozrywką
Teraz na poważnie jestem na pawixach
Humor po piwkach natychmiast znika
Nieopisana strata, nie do odzyskania
Jak honor celebrytów po zaszczepieniach
By anulować zamułkę wącham se tabakę
Otwieram piwo i zakańczam spacer
Powrót 171 bezpośredni spod Smyka
Z niepełnym czteropakiem w autobusie znikam
Ale biorę telefon i kończę piosenkę
Już nie muszę się spieszyć ani pisać więcej
Ostatni refren tekstu bez tematu
Jak święto zmarłych bez chryzantem kwiatów
Jak pływak bez basenu, psycholog bez stresu
Fitness bez siłowni, jak dresiarz bez dresu
Przez nikogo nie chciana, nikomu nie potrzebna
Nie lubi jej słuchacz jak wegetarianin mięsa
Ale piszę jeszcze refren, na koniec dwa razy
Normalnie bym wykonał powtórkę pierwszej frazy
Chciałbym zrobić ranking piosenek bez tematu
I wygrać, niemożliwe zejdź na ziemie chłopaku
Temat piosenki był, ktoś go wciągnął noskiem
Teraz jest jak „Texański” Kasi Nosowskiej
Bez sensu no i w ogóle chyba poza nurtem
Kupie se wiatrówkę i postrzelę śrutem
|
||||
2. |
Bliska przyszłość
04:05
|
|||
Wakacje nad Bałtykiem jak co rok choć inne teraz
Jakaś romantyczna para muszelki zbiera
Stoję nad brzegiem stopy toną w mokrym piasku
Zaraz pójdę , wyjmę kolejne 200 z bankomatu
Tymczasem w morzu tonie ciemnozłota tarcza słońca
Bardzo szybko to robi, no bo jest gorąca
Napisałem do ciebie, z braku netu nie wysłałem
Pierwsze symptomy złego (tego jeszcze nie wiedziałem)
Te piękne chwile, kołyszę się i tak tańczę
Ostatnie na pewno …nie, ja gardzę tangiem
To jest inny taniec, tylko kiwam się po prostu
Już kochani nie ma potrzeby skakać z mostu
Wszystko wydarzy się samo, bez naszego udziału
Niepotrzebne było gromadzenie kapitału
Wirtualne dobra w banku ujawnią swoją nicość
Przepraszam, że to mówię ale taka bliska przyszłość
Wracam do Warszawy, do roboty przecież muszę
PKP przestało jeździć, jadę gównianym busem
Na rynkach miasteczek policja razem z wojskiem
Mobilne posterunki, jakąś odstawia szopkę
Dziwna sprawa, internet wciąż nie działa
Telefon też nie, myślę sieć się zapchała
Pod centralnym nie mogłem wezwać ubera
No to już poważna sprawa, groźnie jest już teraz
A ja jeszcze dziś kołyszę się i tańczę
Wykorzystam każdą chwilę, dopóki nie zasnę
Trzymam butelkę i kiwam się jak goryl
Tak, żałuję, że chodziłem do szkoły
Trzeba było tak od razu, zmarnowane całe lata
Do jasnej cholery, niepowetowana strata
Zarobione dobra ujawnią swoją nicość
Przepraszam, ze to mówię ale taka bliska przyszłość
O jakiej bliskiej o jakiej przyszłości
Nie chce straszyć, nie wiem czy o tym mówić ci
Ale kartą kredytową będziesz kibel z gówna skrobał
Bo papieru nie ma, a w nim nie płynie woda
Wybite szyby, powyłamywane drzwi
Na klatce schodowej ciemne ślady krwi
Winda nie działa, będziesz szedł po schodach
Kogoś gdzieś ktoś bije, nie będziesz go ratować
Już nie kołyszę się, ja już nie tańczę
Chociaż w takiej chwili nie pogardziłbym tangiem
Oczy szeroko otwarte, wzrok zalękniony
Wciąż nie daję wiary, to nie fake raelity
Zakończyło się samo bez naszego udziału
Bardzo szybko, prędko się to stało
Ze stacji metra Płocka wypływają ścieki
Dym gryzie w oczy, palą się dwa sklepy
|
||||
3. |
Teoria równowagi
03:52
|
|||
Ciężka sytuacja, czasy smutne nastały
Nasz mały świat klęskami nękany
Car odejdzie, prędko przyjdzie nowy
Złodzieje się bogacą tracą dla fortuny głowy
Staram się nie przejmować bo po co nerwy?
Niejeden bogacz skoczył z powodu giełdy
Nikomu nie życzę źle bo gówno mnie obchodzi
Kto kąpie się w szambie, śmierdzący potem chodzi
Nie będę szukał kto mi kurtkę w klubie ukradł
Niech sobie w niej chodzi albo sprzeda na ciuchach
Następnego dnia dostanę dobre zlecenie
Podwójnie ktoś przepłaci ja mam czyste sumienie
Takie proste historie, wyrównują się straty
Biedny żył wesoło długo, na raka młodo zmarł bogaty
Wszystkim ludziom na świecie znana święta prawda
Nie ma szczęścia w miłości ten co ma szczęście w kartach
Dobro zawsze wraca, przyjmę to za pewnik
Zło przychodzi podwójnie, tak wskazuje miernik
To nie jest sprawiedliwość to równowaga
Tak samo dotyczy dziewczyny i chłopaka
Nie idzie tutaj wcale o równouprawnienie
Tylko po prostu o zrównoważenie
Łatwa filozofia ale jest szkopuł
Nie od tego coś mu ulżył oczekuj zwrotu
Pożyczyłeś koledze 200 a kumpel nie raczył oddać
A pamiętasz jak do korpo nie zwróciłeś laptopa?
Dałem menelowi dychę nie oczekując nic od beja
Trafiłem w lotto piątkę, też za nic zbieram
Nie komornika jest winą, że go zły ojciec spłodził
I bił go i znęcał aż się chłopak w nocy moczył
A teraz w garniturze wykonuje czynności
Goli przegrywów, zajmuje kosztowności
Jeden chuligan na proteście bo to dobra zabawa
Na ideowca plecy jednak spada ciężka laga
Na pocieszenie powiem, że tajniaka zdradza żona
Tego co bił nastolatki, robi to bez kondona
I policjant agresywny tym bardziej będzie
Im częściej mu kutas przy kobiecie mięknie
Także odpuść tajniakowi ma wszakże karę
Zajmij się sobą, masz swoją karmę
|
||||
4. |
Bożyc
04:36
|
|||
Normalny jak każdy inny powszedni dzień
pałac kultury na ścianę wschodnią rzuca cień
Wieczór nastaje, ale to ostatni taki
Psy zaczęły wyć, bezwładnie latać ptaki
Telewizja i internet zaczyna dawać przekaz
Komentator w TVP trzęsie się jak dzieciak
Niezrozumiałe wydarzenia, zjawiska atmosferyczne
Czarny staw się gotuje, reakcje histeryczne
Faktycznie toń kipi, nad jeziorem czarne chmury
Krzyż z Giewontu leci w przepaść, trzęsą się góry
Pobożni górale padają na kolana
Z toni się wyłania czart, istny szatan
Gigant, włochaty, antyczny Bóg podziemi
Woda spływa z sierści, wychodzi z kipieli
Powoli kroki stawia, jest już pod Krakowem
W kierunku katedry na Wawelu zwraca głowę
A co tu się odpierdala? Jakieś pajacowanie?
Co to za tandeta? Gdzie poszanowanie?
Domki dla bożków, krzyże, sześcioramienne gwiazdki
Półksiężyce, na buziach kobiet czarne szmatki?
Co to kurwa ma być? Wrzeszczy Bożyc wściekły
Zdeptał grupkę kapłanów, zakonnice uciekły
ileście świętych wymyślili? Zły jak ten Mojżesz od tablic
na Europie się skupił , jeszcze nie wie nic o Azji
pstryka palcem w hełm Kaplicy Zygmuntowskiej
gnie się złoto fałszywe, leci gruz na posadzkę
na białe papiestwo, cały króli poczet
całusy w pupy i w sygnety złote
nie powinno tak być , Boży ma minę smutną
zatroskało się nad ludzkością Bóstwo
to żenujące i utoczył szczerą łzę
łza się pali i spada i topi lód i robi krę
kra płynie z Wisłą przez Warszawę, która się wstydzi
za nuncjaturę, Toruń przeprasza za Rydzyk
myślał Król podziemi, że rozpierdol zrobi niezły
chciałby, lecz to nie na jego nerwy
tu trzeba kurwa wezwać pomoc z innych zamieszkanych planet
by wyplenić heretycką zarazę
uleczyć ludzi, niech zaczną kochać się, szanować
religijną mafię w rów mariański schować
Co tu się odpierdala, co za błazenada?
Kicz i chujnia i wstyd wobec wszechświata
Grona mędrców ślą satelitę w kosmos
Grono głupców recytuje mantrę w świątyni głośno
Wraca zawstydzony w Tatry wieczny nasz Bóg
Już jeden góral na hali zadął w krowi róg
Już ksiądz dziatwę na zakrystii zbiera
Już się cieszą bo już znika widmo czyściciela
W watykanie już luz, sunnici też spokojnie
Możecie się dalej napierdalać w tej swojej wojnie
Turki już bez obaw walcie kurwa Kurdów
Wojny religijne niech nabijają kabzy tuzów
A szatan się cieszy a Bożyc się wstydzi
A wasz pan Bóg dawno już was nienawidzi
A Bożyc idzie do domu, kapituluje
Ogarnijcie się fałszywie bożne fuje
|
||||
5. |
Bloki
03:56
|
|||
Miasto jak każde inne ni stare ani nowe
Takie same cechy od Kamczatki po Hanower
Zawsze na skraju jest dzielnica bardzo twoja
Nieodzowny dyskont, blisko niego szkoła
Chodziłeś do niej i twoi koledzy
Razem kopaliście piłkę, nie zdobyliście wiedzy
Ale najważniejsze są bloki nieśmiertelne
Jest w nich miłość i złamane serce
Znienawidzone a zarazem kochane
Klatka schodowa winda i mieszkanie
Od piwnicy po stropodach wypełnione dźwiękiem
Na poziomie chodnika, po środku przejście
W przejściu zawsze przeciąg, zawsze browarek
Tutaj stoją ci co mieszkają na stałe
Po wiosennym deszczu specyficznie pachnie asfalt
Zimą chłopcy z dziewczynami stoją na klatkach
Bloki bloki bloki bloki
Opowiadam o nich bo znam ich uroki
W blokach blokach blokach blokach
Mieszkają wszyscy, których lubię, których kocham
Między blokami blokami blokami
Spacerują starcy, młodzi jeżdżą rowerami
W bloku bloku bloku bloku
Płynie czas dzień po dniu rok po roku
W trzeciej i czwartej klatce imprezy często się dzieją
Staniesz między nimi, słyszysz stereo
Rano cieć z parteru ma parapet zarzygany
Przyszli, przeprosili bo gruby melanż był grany
Z jesiennym wiatrem wraca pamięć o minionych latach
Jak zgubiłem na spacerze małego brata
Jak Królewskie na ławce smakowało z Remy 1000
Wypożyczalnia kaset video pamiętam jak dzisiaj
W zatęchłej suterenie nowości i pornosy
Kaucja 100 000 za taśmę starych złotych
Tak mnie wzięło na wspomnienia to kochane osiedle
A dla tych z domków, to nieprzyjemne miejsce
Nie chodzili nigdy na tak zwane „bloki”
Bo tam to tylko mogą być kłopoty
Nieprawda, może czasem jakaś twarz obita
Generalnie jednak pozytywna wielka płyta
Bloki bloki bloki bloki
W piwnicach koty, nad dachami samoloty
Z blokami blokami blokami blokami
Jesteśmy ty i ja tak samo związani
Mocna urbanistyka i powiem więcej
Nagraliśmy o blokach normalną piosenkę
Wiesz o czym mówię gdy ten refren słychać
Mam sentyment do bloków jak Schulz do Drohobycza
|
||||
6. |
||||
Powoli jedzie ciężarówka Star C 28
Leśna droga, koła do połowy w błocie
Reflektory tną smugą zamglone gałęzie
To wisi w powietrzu, niedobrze będzie
Za kierownicą sam Szef gangu zły Azjata
Na pace z tyłu cała jego nichrześcijańska banda
Ponury karzeł czyści szmatą kosę długą jak meczeta
Człowiek Mięso, jego sina twarz lekko uśmiechnięta
Jadę razem z nimi, chociaż wcale nie chcę
Albo mi się to śni, szybko bije serce
Nie widzę reszty postaci ale dobrze je znam
Szmul co zabił żonę i podpalił swój kram
Czuję ich oddechy, kilkanaście osób
Czuję zapach haszu, czuję smród potu
Nie mogę się ruszyć choć nie jestem związany
Jak szczur po dawce trutki jestem sparaliżowany
Męczący sen klątwa, wiem że nieprawda
Cygańska zła wróżba, niedobra karta
Czasami się boję podejść do okna
Z widokiem na studnię bez dostępu do dna
jesteśmy blisko celu, mój stan się nie zmienia
kocie łby, zapluta poniemiecka mieścina
szare brudne kamienice, wjeżdża wóz na rynek
komenda główna policji, nic się nie bój synek
mówi do mnie Człowiek Mięso, w jego śliskim ręku obrzyn
wybiegają, zrozumiałem, kolejna bitwa wiecznej wojny
policjanci nie zdążyli nawet wyjąć broni
już na pierwszym siedzi Karzeł, tnie go nożem po skroni
tępym metalowym prętem bije drugiego Majster Szmul
Metalowy Kot na czatach, nikt nie wychodzi z ról
Odbicie więźnia z posterunku trwało jedną chwilę
Na pozostałych żywych stróży prawa Azjata leje benzynę
Szmul i Mięso wychodzą, prowadzą uwolnionego więźnia
Trójnogi pies wilczur na natrętnych gapiów szczeka
Więzień to mój ojciec, potrzebuje odtrutki
Szef Azjata podaje mu otwartą flaszkę wódki
Teraz patrzy na mnie beznamiętnie ojciec
Kot i pies siedzą jak wszyscy spokojnie
Jedziemy do lasu, bez straty w ludziach
Komisariat się pali, w niebo leci dymu smuga
To bardzo dziwna nauka jazdy, teraz synu widzisz
Wypił duszkiem ćwiartę wódki, nawet się nie skrzywił
Widzę lecz zrozumienie żadne, sens się wymyka
Postać ojca pierwsza, potem cała reszta gangu znika
|
||||
7. |
Mrok
03:44
|
|||
Lekki wiatr unosi delikatną kołdrę mgły
Świt przerywa przyjemne sny
Rzeczywistość jak młyn mieli bezlitośnie
Niewidzialne zło tka na swoim krośnie
Znaną opowieść o przemocy czystej
Która płynie jak brudna woda w Wiśle
Kot dla zabawy z rana łapie sobie wróbla
Bawi się nim, zostawia gdy struchlał
Nie minie godzina jak niegrzeczny chłopiec
Wiesza na gałęzi przypadkowego kota
Wisi martwy kociak, łobuz do domu idzie
Niechętnie, bo wie, bo trochę zna już życie
Agresywny tata wczoraj pobił mamę
Sine pręgi od pasa przecież nie zrobią się same
Gówniarz nie jest zaskoczony ze spokojem bierze bicie
Nazajutrz znowu jakiś kotek straci życie
W mroku bezwładnie do ognia leci ćma
Cel podróży obrany, każda droga zła
Na słońcu czarne plamy, nie ma po co się lękać
To tylko złe znaki, boska uzbrojona ręka
Barokowy ołtarz w ciemnym wnętrzu świątyni
W relikwiarzu czaszka, krzyż się złotem mieni
Z rany na posadzkę cieknie stróżka krwi
Nie potrzebna ofiara, i tak jesteśmy źli
Ojciec idzie do roboty będzie fedrować na grubie
Pech na wyrobisku, pękają belki w stropie
Wieczorem w TVP zła wiadomość w informacjach
Trzech górników ginie wśród nich ukochany tata
Konstruktor sra po gaciach, ktoś musi za to beknąć
Wykonawca zaoszczędził, dał słabsze drewno
Dyrektora kopalni i tak już szlag trafia
Za niespłacone długi go ściga mafia
Nie ma głowy do roboty, bo bandziory go nękają
W wyniku zaniedbań się wypadki zdarzają
Ale zwolnić z góry nie dadzą rady
Bo dyrektor na kogo trzeba ma bardzo dobre haki
Wie czyj ojciec strzelał w masakrze w Babim Jarze
Owszem lecz dał uciec przecież jednej ofierze
Teraz jej synowie zabijają arabów
Wieje wiatr na pustyni po krwi nie ma śladów
W mroku bezwładnie do ognia leci ćma
Pajęczyna czarnej wdowy delikatnie drga
Na słońcu czarne plamy, nie ma po co się lękać
Przed biskupem ministrant na kolana klęka
W barokowym ciemnym wnętrzu świątyni
Chrystus i dwa łotry, czarna chmura za nimi
Brzydka pogoda, deszcz i chłodny wiatr
Marmurowej pani po licu płynie łza
|
||||
8. |
Scalony II
03:38
|
|||
Piękny powszedni dzień, bloki toną w słońcu
Kolorowe pastelowe o szarych zapomnij
Samochód powoli w lodówkę się zamienia
Klima litra więcej z baku ssie do spalenia
Jadę wolno, mijam tramwaje wieloryby
W środku Jonasze siedzą w maskach te covidy
Długo jadę sam w milczeniu bez muzyki
A może przestało grać spaliły się styki
Rzekę pokonuję, wielki most Brookliński
A jednak nie, to tylko Świętokrzyski
Zadzwonię do ciebie najdroższy przyjacielu
Ale potem jakoś kurde bo nie mam zasięgu
Przestaję rozumieć irracjonalny ciąg zdarzeń
Miała być plaża nad Wisłą miał być dzień pełen wrażeń
Jestem w środku lasu, nie ma samochodu
Strumień szumi wśród paproci, to źródło chłodu
Czas spowalnia powietrze jak sorbet ciężkie
Minęło kilka minut a już za wami tęsknię
Broda siwa, twarz zarośnięta
Zimno i samotnie, pada śnieg, to są święta
Z dala dźwięk kolędy, strasznej muzyki
Czarny kot patrzy z wyrzutem ale bez nienawiści
Pusty pokój, okna pleśnią zarośnięte
Tu była futryna, tutaj było wejście
Zeżarty przez korniki ale jeszcze się trzyma
W pokoju fotel, poręczy linia krzywa
Pasuje do ręki, albo ręka do niej raczej
Jak spałem to śniłem a w śnie było inaczej
Teraz sen niepotrzebny, na jawie widzę wszystko
Bijące serce ziemi jest pod budynkiem blisko
Trzy metry pod ziemią mojego ojca trumna
Niepokojąco blisko obok studnia
I słyszę głosy i szeptem sączą się wyrzuty
Wielokrotne echo, takie prawo studni
Scalony z fotelem, z mieszkaniem, z całym domem
Czuję ból świata przez wszystkich drzew korę
Wrośnięty w ekosystem kocham i nienawidzę
Ale już więcej nikogo nie skrzywdzę
Brat w rozpaczy nie wie gdzie jestem
Zaraz będę obok, zaraz będę powietrzem
Przyjdę do was w nocy, wszyscy moi bliscy
Będę przy was w dzień, w chaosie i w ciszy
Tylko mnie wchłonęło wcale nie cierpiałem
To nawet lepiej, zaufania nabrałem
Potrzeba mi teraz więcej czułości
Lepiej się egzystuje jak nic nie boli
Lepiej jak bliscy myślą o mnie dobrze
Bez mrużenia oczu patrzę na słońce
|
||||
9. |
Spotkanie z bratem
07:26
|
|||
Piękny dzień wiosenny więc spotkałem się z bratem
Skitramy się dobrze kierowani strachem
Bo jest COVID i gromadzić i spożywać nie można
Mamy kilka piwek na łeb i buteleczkę Bolsa
Kiedyś za moich czasów można było pić legalnie
Mówię do brata jak w 94 było fajnie
Szliśmy akurat Rondem Jazdy na Pola podczas rozmowy
A on pyta czy pamiętam te wszystkie skateshopy
Że zajebiste były baggie i bułowate buty
Malita, Mass, Moro, zajawkowe ciuchy
I jak z Marksem wykręcali na deskach kickflipy
Mówię, ta …chyba na Tonym Hawku … na niby
Jeśli chodzi o ścisłość, w sensie o obuwie
To w 90 martensy do młodego mówię
Ewentualnie angielki, dla biednych punków rumuny
Pod pajacem był dobry bazar, bo na stadionie tłumy
A ubrania i koszulki to na Ząbkowskiej
Naszywki, badziki, nowe płyty za grosze
Okładki kaset w technice czarno białe foto
Czarne gumki cisną jajca ale tak metale noszą
Otwieramy piwka patrząc na puste jeziorko
Po chodniku jedzie suka z psiarską eskortą
Siedzimy na ławeczce znaleźliśmy nieco cienia
A mojemu bratu się zebrało na wspomnienia
Pierwsze piwo na torach była to czerwona Warka
Gingersem zapijałem gorzkiego browarka
Mały nędzny kuc, a życie było w garści
Trochę emo trochę metal, hip hop też był fajny
Wszystko piękne, wszystko było git
Myślałem kminie świat a nie rozumiałem nic
Odpowiadam że nie obcowałem z tak frywolnym luzem
Byłeś metalem, skinem albo dyskomułem
Upraszam filozofię może troszkę za bardzo
W każdym razie w pape mogłeś dostać za jajco
Żółte Caro smakowało lepiej niż Camele
Królewskie na Grzybowskiej było takie świeże
Ża jak trzymałeś butlę to spływała etykieta
Na ja ci mówię dziewięćdzisiąte to święta
On nie wierzy tylko mi mówi Umberella Rihanny
I że to dopiero były zajebiste czasy
Party Like a Rock Star a na forach gównoburze
Cybersex na Gadu Gadu, lepszy niż w naturze
Na chatruletce, opowiada, jak wyrywał Brazylijki
Przyszedł wtedy iPod shuffle od wujka z Ameryki
Imprezy domówki, po prostu zbyt epickie
A na mieście Pawilony kwitły oczywiście
W stanach Bush, rozrabiał agresywne miał maniery
Potem nadszedł czas Obamy, jego imię 44
Hipis Murzyn prezydentem , no nie do wiary
Nie może tak być dalej choćby skały srały
A ja na to bratu, że owszem pamiętam
Ale ja miałem Wałęsę, lepszego prezydenta
Obiecał sto milionów i mu Staszewski to wypomniał
Pruszków kontra Wołomina zabójstwo to nie zbrodnia
W takiej miłej atmosferze wszyscy imprezowali
No bo słowa „melanż” jeszcześmy nie znali
Szczegóły opowiadałem wcześniej i już nie ma sensu
Żeby w piosence tyle marnować wersów
Rozmowa z bratem, ja to nadzwyczajnie cenię
Żałuję że cię nie ma na tej niszowej scenie
Nie chciałeś grać? Twoją decyzje szanuję
Co u Kubunia? Zawsze zapytuję?
Czyha na Jaggera dziś czy na papieża?
A Johnson? W jakim kierunku kariera jego zmierza?
Opowiedział mi wszystko i się rozstaliśmy
Piszę tekst w telefonie, jak chyba wszyscy
Ale muszę kończyć bo padnie bateria
A naiwnie chciałem jeszcze obejrzeć serial
Kiedyś był notesik od A do Z strony
A telefon kabelkiem do ściany przytwierdzony
Ekran już przygasa za chwile całkiem zgaśnie
Dosyć już piosenek o przemijającym czasie
Brat już w domu bo miał blisko, mieszka w centrum
Ja w 190 zaraz będę na osiedlu
|
Streaming and Download help
If you like elektronikt, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp