1. |
Co mówi do mnie mur?
04:16
|
|||
Szary niewysoki , ohydny Mur cmentarny
Za nim groby obcych ludzi a przed nim trawnik
Na Murze napisy z lat dziewięćdziesiątych jeszcze
Czechosłowacką farbą w sprayu namalowane serce
Kto wyraża miłość w taki sposób oczywisty
Kocham Łysego… ale kto? Mur milczy
Norbert przeprasza, za coś Karolinę
Tylko Ściana wie za co i czy wybaczy czy nie
W innym miejscu po prostu imię: Paulina
Żółto niebieski wrzut, kim była ta dziewczyna?
Tajemnicę kryje Beton, milczą także zmarli
Leżący pół metra dalej za Murem cmentarnym
Zostań ze mną na zawsze albo tylko na chwilę
Kaśka i Kamil które z nich jeszcze żyje
Jak Bóg mi miły Ściana wie a ja nie wiem
Czy dopadli ich z bejzbolami „Turyści 97”?
Mówi do mnie mur, zrozumiałem połowę
Przyjdę następnym razem, może resztę powie
Jak na razie tajemnica, ze zmarłymi sztama
Trochę się dowiedziałem a resztę wie ściana
Co mówi do mnie mur, czy chce bym poznał prawdę
Tajemną skrywa wiedzę pewnie w pakcie z Diabłem
Szara płyta betonowa a w niej zakuta wiedza
Żeby cos zrozumieć uważnie czytać trzeba
Proboszcz ma duże cyce, Łysy zajebiste skary
mmmmm… no i te sandały
konkretne sprawy, nie głębokie filozofie
ale zaczekajcie w następnym wersie w strofie
pyta mur: czy pamiętasz jeszcze?
Kim chciałeś być jak byłeś dzieckiem?
No, ciekawe, o czym teraz myślisz?
Czy jesteś dumny z siebie, że rozczarowałeś wszystkich?
Prawda jest gorzka i wciągam ją przez…..
Dalej jest nieczytelna przekazu treść
Czasem płaczę ze śmiechu a czasem ze smutku
Najczęściej bez powodu, mówi postać z rysunku
Na czerwono wyrysowany kwiat miłości
Sylwia i Erni tu byli w przeszłości
Czy nadal są razem? Wiedzą tylko duchy
A pewne jest jedno: jak jest gówno to są muchy
Mówi do mnie Mur, zrozumiałem połowę
Przyjdę następnym razem, może resztę powie
Jak na razie tajemnica, ze zmarłymi sztama
Trochę się dowiedziałem a resztę wie Ściana
Co mówi do mnie Mur, czy chce bym poznał prawdę
Tajemną skrywa wiedzę pewnie w pakcie z Diabłem
Szara płyta betonowa a w niej zakuta wiedza
Żeby cos zrozumieć uważnie czytać trzeba
Mówi do mnie Mur, zrozumiałem połowę
Jeszcze raz zapytam, może prawdę mi powie
Świat się zmienia, słońce zachodzi, wódka kończy
To prawda prawdziwa jak plamy na słońcu
Dobrze czy źle? Czy tak czy nie?
Niczym karty tarota, Mur swoje wie
Żywy głos przeszłości… Młynów i Gibalak
Więcej danych niż 5G ma nieśmiertelna ściana
|
||||
2. |
Dom
03:24
|
|||
Od kilku lat myślę tylko o tym, właściwie od zawsze
Aby wybudować dom moich marzeń
Przyszły trochę lepsze czasy i wreszcie jest decyzja
Własnymi siłami realizowana wizja
Starannie wybrany projekt poddałem analizie
Żeby wszystko się zgadzało od dachu po piwnicę
Każdy detal ważny, istotne są niuanse
Jak Corbusiera dzieło piękne i funkcjonalne
Plac budowy pusty jeszcze ale w wyobraźni
Dokładnie wiem co i jak , gdzie będą ściany
Wreszcie zaczęte już prace budowlane
Najważniejszy jest przecież solidny fundament
Rosną mury pną się w górę z godziny na godzinę
Tak realizując plan postępy czynię
Nie będę sztucznie i przesadnie skromny
Bo wiem co robię i jestem w tym dobry
Wybuduję dom niech spełni się fantazja
Ograniczenia precz, to apostazja
Każdy ma prawo święte do własnych marzeń
Do realizacji swojego ciągu zdarzeń
Niech żyje inicjatywa, sprawy w swoje ręce
Intercity po torach a ja gdzie chcę skręcę
Budowa tego domu jest życia sensem przecież
Szczerze wierzę w to, że tak właśnie będzie
Zgodnie z założeniem doskonale idą prace
Nad pierwszą kondygnacją solidny strop kładę
Co powiedzą sąsiedzi? Jak im zrzednie mina?
Zawsze dobrze kończy ten co dobrze zaczyna
Chyba każdy po sobie chce zostawić świadectwa
Dobre życie : cel, realizacja i konsekwencja
Jeszcze puste oczodoły otworów okiennych
Ale już dach o proporcjach nieskazitelnych
Przykrywa całość, bryła jest czytelna
Ile mogłem w robotę tyle dałem serca
Nad horyzontem bordowa, drżąca kula słońca
Wieczór jest ciepły, atmosfera wręcz gorąca
Przyjemnie szumi Bałtyk, dom jest nad morzem
Odwracam wzrok, zachwycam się Kodak kolorem
Wtem podbiega gówniarz z psem, dom niszczy kopniakiem
Pies oddaje na to mocz, zostaje z obszczanym piachem
Wybudowałem dom, spełniła się fantazja
Oddaliłem ograniczenia, to apostazja
Każdy ma prawo święte do własnych marzeń
Do realizacji swojego ciągu zdarzeń
Niech żyje inicjatywa, wziąłem sprawę w swoje ręce
Intercity po torach, ja wiedziałem, że skręcę
Ten dom był mojego życia sensem
I chociaż go już nie ma, ja dalej w to wierzę
|
||||
3. |
||||
A analfabetyzm, absencja intelektu
Antysystemowy absolutnie antyzespół
Bezapelacyjny protest bezkompromisowo
Na bruk za myślenie rzuci bezmyślne ZOMO
Celne puenty, cenne idee, szczytne cele
Centurion mieczem utnie, czasu już nie wiele
Dna dotknąć trzeba by odbić się , dlatego
Dopisz się do klubu dyskusyjnego
Alfabet część pierwsza od A do L litery
To tylko piosenka, lecz będę szczery
Chciałbym by miała moc Niagary wodospadu
Ma jedynie wody w kiblu z rezerwuaru
Nieczystości płyną rurą kanalizacyjną
Wprost do Wisły przez czajkę awaryjną
Efekt światła w tunelu, ej panie Edison
Mocniej emanuj, oświeć no egocentryka
Na forum temat czy faktycznie fort obrony się utrzyma
Fatalista śpiewa fado, nieśmiertelną pieśń podziemia
Gdzie tam fatalizm, gówno z fatalizmem
Głowę masz na kręgosłupie to znajdziesz wyjście
Chamstwo na podestach, niepohamowane
Handel złym słowem, haracze pobrane
Alfabet część pierwsza od A do L litery
To tylko piosenka, lecz będę szczery
Słowa i literki w Bałtyku się rozmyją
Nie będą już wiedziały która skąd i czyja
Przepłynie po nich kuter, idzie za dorszem
Słowo Polska jeszcze żyje, w sieć mu się zaplącze
Idiokracja - zabrać żeby podarować
Indolencja wreszcie nauczcie się rachować
Jak już się nauczycie no to się jorgniecie
Jak Jogi jebie resztę miśków i się pośmiejecie
Kurwa, no nie wytrzymam, z H jeszcze dałem spokój
Kombajnami koszą kieszenie a nie kłosy
Lepiej lizać ciepłe lody leżąc latem na łące
Niż nie łapać literalnie tych słów połączeń
Alfabet część pierwsza od A do L litery
To tylko piosenka, lecz będę szczery
Chciałbym by miała moc Niagary wodospadu
Ma jedynie wody w kiblu z rezerwuaru
Nieczystości płyną rurą kanalizacyjną
Wprost do Wisły wpadają przez czajkę awaryjną
Słowa i literki w Bałtyku się rozmyją
Nie będą już wiedziały która skąd i czyja
Przepłynie po nich kuter, idzie za dorszem
Słowo Polska jeszcze żyje, w sieć mu się zaplącze
|
||||
4. |
Depresja
03:37
|
|||
Od dłuższego czasu wyczuwalny gruby kryzys
Robotę od nowa ciągle robię jak Syzyf
Z rana zaczynam i pod wieczór kończę
Kamień znów na dole i za chmurami słońce
I deszcz i śliski głaz i ciężko się toczy
I myślę i kombinuję, znikąd pomocy
Różne pomysły na poprawę mam w notesie
Kultura fizyczna… już jestem w dresie
Sport, no nienawidzę ale biegnę na bieżni
Potem się nawdycham jodu na Hallera z tężni
Solanki za dużo i spojówki zapalenie
W dobie Covidu niedostępne jest leczenie
Znajdź se nowe hobby, kup sobie motocykl
Wpisuję te pomysły w kolejny skoroszyt
Ćwiczenie jogi daje znikome efekty
W żaden sposób nie mogę zwalczyć depresji
A może to jest forsa, na melancholię remedium
A może miłość i przyjaźń w katastrofy przededniu
Czy też może narkotyki i inne używki
A może sztuka? Zapisane na dysku pliki?
A może jednak praca? I z niej satysfakcja?
Zdjęcia artystyczne? Robione na wakacjach?
Polityka, nienawiść, wyrozumiałość, wojna
Mój kraj to wieś, wsi wesoła, wsi spokojna
Zakupy leczą rany, kupię sobie coś dobrego
Jednak nie, nie zasługuję na nic ładnego
Bo choćby nowe buty kosztowały całą pensję
Czarną tkaniną owinięte jest serce
Bije szamocząc się jak opętany gołąb
Antydepresanty z wódką pół na pół z kolą
Trochę lepszy humor, zaraz wszystko siada
Wpłacam trzy stówy na zbiórkę dla psiaka
Zwierzak uratowany, będzie miał co szamać
Ja nie mogę wyjść ze swojego mieszkania
Cholerne natręctwa i gonitwa myśli
Źle gdy byłem sam, teraz źle, bo przyszli
Elo, hejeczka, jak się trzymasz byku?
Dobrze, mordeczka, tak dalej smyku
Szumi dokoła las, czy to jawa czy sen
Co ci przypomina widok wspaniały ten
A może to jest forsa, na melancholię remedium
A może miłość i przyjaźń w katastrofy przededniu
Czy też może narkotyki i inne używki
A może sztuka? Zapisane na dysku pliki?
A może jednak praca? I z niej satysfakcja?
Zdjęcia artystyczne? Robione na wakacjach?
Polityka, nienawiść, wyrozumiałość, wojna
Mój kraj to wieś, wsi wesoła, wsi spokojna
Chemiczne stymulatory, może lepsza lobotomia
Tnij panie Moniz, vivat neurologia
|
||||
5. |
Wojna szczurów
02:48
|
|||
Słychać pod chodnikiem zgiełk pod ulicą
Tysiące, miliony głosów szaleńczo krzyczą
Ze studzienek wydobywa się słodki zapach krwi
Miałem dobry nastrój a teraz mam zły
Bo wiem co się dzieje znam te hałasy
Pod ziemia wojska obierają nowe trasy
Mali generałowie rozkazy wydają
Legiony idą na śmierć masowo umierają
To odwieczna walka szczurów, nieustający konflikt
Biją się dwa klany, czas świętej wojny
Z jednej strony popielate, z drugiej szare szczury
Agresja wobec innych jest częścią natury
Niekończący się potok okrutnej nienawiści
Oni muszą się bić, muszą się zniszczyć
Bezinteresowna, szczera chęć eksterminacji
Eliminacja wroga za sprawę racji
Z kanałów do piwnic rozszerza się batalia
Zabarwione rudą krwią płyną fekalia
Ostre zęby zatapiają się w karkach przeciwników
Szelest rozdartych futer, otworzonych brzuchów
Oszalałe oczy szczurów, szarzy kontra popielaci
Masowe egzekucje innej maści braci
Pozbawione kończyn młodociane osobniki
Żywe tułowie w kałuży krwi na ulicy
To odwieczna walka szczurów, nieustający konflikt
Biją się dwa klany, czas świętej wojny
Z jednej stronie popielate, z drugiej szare szczury
Agresja wobec innych jest częścią natury
Niekończący się potok okrutnej nienawiści
Oni muszą się bić, muszą się zniszczyć
Bezinteresowna, szczera chęć eksterminacji
Eliminacja wroga za sprawę racji
|
||||
6. |
Nie lubię
04:56
|
|||
Nie lubię szeryfa i tępych sługusów
Grubymi nićmi szytych interesów
Nie lubię zimnej kawy ani ciepłych browarków
Waty cukrowej, koncertów na jarmarku
Nie lubię wrzasku polskich wokalistek
Oprócz Kasi Nosowskiej, to oczywiste
Niechęć mam okrutną do kabaretów
Tych z telewizji jaki i z internetów
Stand up rodzimy na tak niskim jest poziomie
Jak nauka podczas pandemii w covidowej szkole
Nie lubię jak sąsiad remontuje lokal w bloku
Zdalna praca, on napierdala od pół roku
A propos, nie lubię jak Polacy mówią Ruscy
To są Ukraińcy nauczcie się kurwa wreszcie wszyscy
Poziom złości jeszcze niski, w drugiej zwrotce go zmienię
Co powyżej linii? Opowiem w refrenie
Lubię jak jest dobrze, lubię jak jest fajnie
Jak dzieciaki się kąpią w miejskiej fontannie
Lubię jak jest wesoło, przyjaciele bawią się
A ciężki pieniądz w portfelu kieszeń rwie
Lubię używki w ilościach dostatecznych
Tak jak lubi je młodzież ze szkół społecznych
Szanuję gwarny klimat Azję wschodnio południową
Ale w nocy to wolę ciszę … grobową
Lubię szybkie samochody, no wiem to banalne
Lubię Róże Europy, Dezertera i Armię
Cenię sobie luz i stolicę Niderlandów
Cały jestem w skowronkach, jak w piosence skaldów
Lubię cenę Bitcoina gdy kupiłem i nie spada
Wole jak się mów marmo a nie marmelada
W ogóle świat jest piękny, tak to kurwa widzę
Teraz będzie dalej o tym czego nienawidzę
Głupota, skąd się biorą te wszystkie chamy?
Ludzką mierzwą zasłany kraj jak dżungla małpami
Istny cyrk pajace klauni może przesadzam
Ale nie, Stańczyk wstał z krzesła i szybko spierdala
Nie lubię tych strzałek, zielonych w prawo
Przecież już idą ludzie na pasy jak się pojawiają
Nie lubię tych nadgorliwców, krawężników
Codziennie spisujących tych samych alko typków
nie lubię jak dziewczyna wmawia to czego nie było
nie można tłumić protestów brutalną siłą
a małostkowość wkurwia mnie najbardziej
weź se sznurki zawiąż i powieś się za palce
12 godzin pracy według kowidowych zasad
Ten system niszczy psyche mojego brata
Nienawidzę tego, i jeszcze wielu rzeczy
Jak kiedyś Coloseum na Górczweskiej dyskoteki
Lubię jak jest dobrze, lubię jak jest fajnie
Jak raperzy nie śpiewają o fikcyjnym hajsie
Lubię jak jest wesoło, lubię Europę Wschodnią
Lubię twórczość artystów, zanim nie zwątpią
Lubię muzeum D’Orsay lubię także Mumok
W Tibilisi za wódkę tanio płacić a Londynie grubo
Lubię gitarki Fendera i samochody Mitsubishi
Lubię gryzonie – świnki morskie, szczury, chomiki i myszy
Psy też są w porządku ale tylko te mojej córki
Pozytywnie nastawiony do Owsiaka zbiórki
W dziewięćdziesiątym trzecim grałem musze się pochwalić
Na pierwszym finale orkiestry , ziomale
Lubię jak Bitcoin leci w dół na łeb jak Ikar
Nie inwestuję w krypto ani wczoraj ani dzisiaj
|
||||
7. |
Spisek
04:34
|
|||
Dzień dobry, guthen tag, meine damen i herren
Wszczepili mi to w piątek, wyrzygałem w niedzielę
Astra Zenka, Helfajzer, Johnson, Moderna i Sputnik
Zaczipowani wszyscy i mądrale i głupki
Jak bomba z Tupolewa, prawda wszystkim znana
Jak śmiertelny jad żmii w afrykańskich bananach
Płaskoziemcy oskarżeni że to ściema dla zysku
A NASA pilnuje by nikt nie spadł z dysku
Macierewicz kosmita, prawda wszystkim znana
Jakby co? To wiadomo z Putinem spierdala
Na planetę Eris do bazy Chińczyków
Bo są dogadani, rozliczeni, nie ma zgrzytów
Dosyć polityki, koniec tych głupstw
Ruski Kaczor, niemiecki jest Donald Tusk
Ważne, że ele samochodów jest więcej
Że jeżdżą na drogi, krwawy, doniecki węgiel
Oko patrzy z dolara, z piramidy widać wszystko
Iluminaci w kabacki lesie, pali się ognisko
Masoni, Opus Dei i Mędrcy Syjonu
Pierdolę tę imprezę, ide do domu
Włączam telewizor, coś mówią o słupach
Frankowicze cierpią, bo to Bilderberg Grupa
Pięćset lat historii białego człowieka
Nie poznasz całej prawdy, choćbyś nie wiem jak był ciekaw
Armstong mów prawdę jesteś aktor czy astronom?
Zaginęło zdjęcie z księżyca z babą gołą
Reptilianie prezydenci Stanów Zjednoczonych
I Elżbieta II nie chce oddać tej korony
Bo przeżyła wszystkich, jak na kosmitkę młoda
Dowolną postać mogła przybrać…. Hmmmm no szkoda
Cholera mnie bierze bo patrzę w niebo i się wścieknę
Trująca smuga z samolotu, to niebezpieczne
Rozpylane są wirusy różne a także bakterie
W końcu Gates i Zuckerberg zmienią atmosferę
Windows wymusił znowu aktualizację
Zesrały się programy, skasowały wakacje
Zniknęły kontakty, uleciały w chmurę
Anulowały subskrybcje, poszły w czarną dziurę
Myślicie że się kończy piosenka? A gdzie tam
Przestanę jak spadnie ta chińska rakieta
|
||||
8. |
||||
Muzyka gra monter bit montuje
Druga część piosenki się realizuje
Następna litera N na miejscu jestem z tekstem
Nawet narkotyki są niepotrzebne
Co dziś się opłaca? Oszczędność i ostrożność
Zakazali iść do klubu, więcej hajsu na koko
Pojąłem zasadę, podwójny zysk dla mnie
Browar z puchy, portfel gruby bo nie piję w knajpie
Alfabet część druga od M do Z litery
Miejski Zespół zamiast dwóch cztery adaptery
Gramy więcej lat niż ma uczeń w liceum
Muzyka jest na wszystkie bóle serum
Twórczości towarzyszy specyficzny nastrój
Liczymy transjenty w oparach basów
I sączymy se napoje, delektujemy sztuką
Aktywni jak na Sycylii Etna wulkan
Restrykcje tak ryją wszystkim banie
Reperkusje to będą straty uuuuu niesłychane
Organizm społeczny jest w stanie agonalnym
Odpulił dzieciaki system szkolny
Towarzysko tylko tik tok, tinder, itd. to tyle
Teraz tnę w Tekena, może coś przegapiłem
Uwikłany ustawiczne w ustalenia tych durniów
Politycznych łobuzów, nawet nie urków
Alfabet część druga od M do Z litery
Miejski Zespół Muzyczny, włączone kamery
Sączy się film, kolejna scena nagrana
Oczywiste jak w Krynicy Górskiej woda źródlana
Wciąż jest robota wbrew złej woli polityków
Nie wyciszycie nut, nie spowolnicie beatów
Konsekwentnie budujemy raz lepiej raz gorzej
Jak ruscy Nord Stream pod Bałtyckim Morzem
W litera, na nią teraz pora
Jeśli chodzi o Warszawę to Właśnie Wola
Archiwum X niech tę sprawę zbada
Nienawiść na xero bezustannie kopiowana
Y Y Yelonki Hala Wola igrek
Ymieniny ma Bedar, popularne imię
Neon Z z Kina WZ osobiście zdjąłem
Jak Fugazi zakładali już go w piwnicy miałem
Tak się kończy alfabet, piosenka na dwie części
W refrenie winny być te same, a są inne treści
On powinien generalnie być taki sam w kółko
Ale my dosyć rzadko poddajemy się roulesom
Zasady są po to by je częściowo zmieniać
Jak Wiśniewski fryzurę lecz zostaje w czerwieniach
Niekonsekwentnie do celu, prosta sprawa
Deszcz potem tęcza na jej końcu zabawa
Tak się kończy alfabet, piosenka dosyć długa
Podczas odsłuchu nie styknie setki szluga
Luźne teksty choć sytuacja nie sprzyja teraz
Staramy się zachować odpowiedni relaks
Mam problem choć nie taki jak fitness i gastro
Minus 500 dla nierobów – takie rzucam hasło
Praca dalej idzie, kładziemy te tracki
Czasem na poważnie, innym razem dla draki
|
||||
9. |
||||
Połowa marca jak połowa Balantajna
Oglądam komedię, ale nie jest fajna
Netflixa sugestie serdecznie pierdolę
Zapaliłem papierosa i teraz się boję
Lęki są znikąd, są bez przyczyny
Jak by to było umrzeć we własne urodziny
Takim zagadnieniem odwracam uwagę
Z pustych paczek po fajkach pasjansa sobie kładę
Szara chmura na blokiem wisi
Wyciska z siebie lichy śnieg, jakby był na niby
Przecież widać, prawda, jednak on znika
Zanim dotknie szarej skóry chodnika
Widzę całą Warszawę, stoję na balkonie
Morowe powietrze muska moje skronie
Piszę do ciebie, źle podpowiadało słowa
Wyszedł bełkot, postanowiłem skasować
Zamawiam Ubera, niech jedzie na Tarchomin
Idiotyczne jest to hasło: „myślenie nie boli”
Granatowa Skoda wiezie mnie przez miasto
Chcę być w niej na zawsze, a przynajmniej zasnąć
Kolorowe neony, nieczynne restauracje
Mijam jak pociąg towarowy, miejskie stacje
Ukrainiec ostrożnie jedzie i przepisowo
Słucha se ruskich piosenek, jest wyjątkowo
Wysiadam z wozu na Tarchominie bez zmian
Pierwszy raz tu jestem ale dobrze to znam
Alko 24 zakup niekontrolowany
Teraz jestem turystą, teren będzie zwiedzany
Przy alejce osiedlowej stoi szara ławka
Przy niej śmietnik a w nim torby z makdonalda
Gdyby pies nie szczekał, to by była cisza
Gdybym miał przy sobie notes no to bym zapisał
Bo coraz lepiej się czuję, wchodzi lepszy nastrój
Szara chmura ciągle uprzykrza życie miastu
Ale nie chce już tu być pora na drogę powrotną
Wyruszyłem jesienią a wrócę wiosną
Między blokami wyraźny nóż Księżyca
Gdzie te słabe chmury? Żenująca śnieżyca
Znowu czekam na Ubera, lubię podróże
Na Jelonki przez centrum, żeby było dłużej
Wracam Lanosem, pytam czy mogę się napić?
Tylko Pan nie rozlej, na Polaka żem trafił
Jedzie bardzo szybko, nie jak Ukrainiec
Liczę latarnie, no kocham te chwile
Stacja Metra Młynów nie pasuje do dzielnicy
Leeeeegia jakiś facet krzyczy
Myśli jak flaszka od Malibu białe
Definitywnie, odczuwam zmianę
Jedzie Lanos na legalu obok Wola Parku
Nie wiem która godzina, nie znam się na zegarku
Nie chcę się znać w ogóle na niczym
Chcę już tutaj wysiąść, daję cztery dychy
Osiedle Przyjaźń, o niczym nie myślę
Duch socrealizmu, rzucam puszkę na ulicę
Wysiadłem zapłaciłem, resztę forsy zgubiłem
Dobrze się czuję przez tę jedną chwilę
|
||||
10. |
||||
Jadę przez osiedle, głośna muza gra mi w aucie
Zaraz coś napiszę jeszcze chwilkę zaczekajcie
Zanim będzie konkret prywatnie coś powiem
Lockdown ryje mi psychikę, jebie mocno w głowę
Ale nie ważne, oczywiste to jest przecież
Jak fake newsy w opiniotwórczej gazecie
I tak jak to ze gdy w końcu otworzą restauracje
Stek z nietoperza będzie w każdej karcie
I na Krupówkach wczasowicze zrobią taką imprezkę
Że kowida złapią nawet kurwa zaszepieńce
I na znak przyjaźni, na miłości fali
Jak piłkarze po meczu wymienimy się maskami
Piękne życie albo śmierć w łóżku kowidowym
Na słońcu plamy na księżycu ciemne rowy
Pali się papieros, wieje lekki wiatr
Maska wisi na uchu, widziałem to już w snach
Nie chcę być ostatnim dzieckiem wolności
Martwym synem anarchii, mam w sobie tyle złości
Bo nie wolno na ulicy konsumować kebeba
Tak jak bez fitnesklubu, nie ma piękna ciała
Trzeba wreszcie powiedzieć : You Shall Not Pass!
I nie złamie nas lockdown ni angina ani SARS
Póki dobrze nasycona tlenem krew w nas płynie
Nie zdziwi zdalne nauczanie na Medycynie
Jadę przez centrum, Ściana Wschodnia we mgle
Zaraz będą zwrotki ale to jeszcze nie te
Zielona fala na całej długości Alej
Bez hamulca Poniatoszczak, czuję się wspaniale
Wisłą płynie ciężka jak betonowa płyta kra
Na Rondzie Waszyngtona atmosfera zła
Jakiś facet bez maseczki wdycha pyłki PM10
Bo z Saskiej Kępy to cholerstwo się niesie
Millenials na hulajnodze po mokrym śniegu sunie
Waporyzator ma dobry, czuć strawberry chmurę
Na Brzeskiej parkuję i gdyby było normalnie
Przy martwym bazarze piłbym piwo w Offsajdzie
Piękne życie albo śmierć w łóżku kowidowym
Śmiech albo płacz, na oddziale zdrowych chorych
Pali się papieros, stoisz na balkonie
Widzisz blok i nieczynne centrum handlowe
Nie chcesz być tym który ostatni pamięta
Jak mały dystans społeczny kiedyś był na koncertach
Piękne życie albo respirator w fikcyjnym szpitalu
Ostatnia nadzieja tylko w świętym gralu
Jak słynna Joanna d’Arc dziewczyna z ludu
Oddam życie za sprawę, no przesadzam, wyzbyłem się luzu
Pozdrawiam wszystkich, macham do was maseczką
Zaszczepione ramie wznoszę z zaciśniętą pięścią
|
||||
11. |
Projektor marzeń
03:56
|
|||
Budzę się rano w bloku cisza piję kawę
Papieros nieszkodliwy spokojnie palę
Wyświetlam sobie w głowie piękny plan dnia
Elegancki bit już w głośnikach gra
Sam się prosi, zatem tekst napiszę
Długopis w ręku i już rezam w zeszycie
winko czy piwko? Wódeczka fanta kola?
Browarek biorę taka moja dobra wola
Prawo wyboru to właśnie jest piękne
W demokratycznym wolnym kraju napiszę tę piosenkę
I leci na wyświetlacz takie marzenie
Że na grubej emeryturze zdrowo się starzeję
Polskich złotych mam co miesiąc za dużo i wiecie
Upycham nadwyżkę, kitram forsę w skarpetę
Dobrze się czuję i zadaje se pytanie
Czemu jest tak dobrze, kto odpowie na nie?
To projektor marzeń jest jak haszysz fajny
Z czarno-białych klisz robi kolorowe slajdy
Projektor marzeń, wspaniałe urządzenie
To jest remedium na ograniczenie
Nieuświadomiony a sprawinie działa
Wszystko jest gites a nie jakaś chała
Ten projektor to naturalne antydepresanty
Trzeba go cierpliwie szukać aż się w końcu znajdzie
A zatem siedzę i szukam, skanuję czaszkę
Jak fotoplastikon obrazek za obrazkiem
Przyszłość mi się jawi jako optymistyczna
Nie jak ta dystopijna z seriali Netflixa
Tak wysoko moja głowa tnie chmury
Jak złota iglica Pałacu Kultury
Zły humor, depresja to się tylko zdawało
Jak F-35 szybciutko uleciało
Teraz widzę wszystko ultra pozytywnie
Projektują mi się utopijne wizje
Szef Pfizera człek dobry z natury to widać
Ujawnił sposób produkcji szczepionki na Covida
Żeby każdy kraj se zrobił żeby było gites klawo
Kocham naszych polityków, szczerze biję im brawo
Tyle szczęścia a życie krótkie przecież jest
Dlatego tak się cieszę że posiadam ten sprzęt
To projektor marzeń jest jak haszysz fajny
Z czarno-białych klisz robi kolorowe slajdy
Projektor marzeń, wspaniałe urządzenie
To jest remedium na ograniczenie
Nieuświadomiony a sprawinie działa
Wszystko jest gites a nie jakaś chała
Ten projektor to naturalne antydepresanty
Trzeba go cierpliwie szukać aż się w końcu znajdzie
To Projektor marzeń jak cannabinol zacny
Potrafi zrobić 3d z obrazów płaskich
Projektor marzeń, umiejętność rzadka
Odnaleźć w sobie dar patrzenia, niezła gratka
Pływać w szampanie albo tonąć w szambie
Wybór osadzony pewnie jak małpa na palmie
Ten projektor to naturalne antydepresanty
Trzeba go cierpliwie szukać aż się w końcu znajdzie
|
||||
12. |
Sztuka latania
03:52
|
|||
Na zegarku dwudziesta pierwsza i dwie minuty
Od kilku miesięcy czas biegnie na skróty
Wind of Change cholerny wiatr przemian
Powoli się wtrącamy sami do więzienia
Z mózgów się robi papka, myślenie upraszcza
Czuję tak jakbym dzień w dzień wrzucał kwasa
Coś co się zdawało być całkiem kuriozalne
Prędko powszednieje i staje się realne
Panie Bareja pan dokumentalny film trzaśnie
Bo dzisiaj kobietę pocałowałem w masce
Zabawne czasy jeszcze się będziemy śmiali
Jeszcze przy piwku będziemy wspominali
No nie wiem nie wiem, dopada mnie wątpliwość
Może już zawczasu trzeba kajdany zrywać
O czym ty pierdolisz chyba jesteś pijany
Jeszcze nie ale zaraz będę, póki alko sprzedawany
W czaszce zapanuje zaraz przyjemny chłód
Poczuję się lepiej, neurony skute w lód
Ostatni raz powtarzam, bo chce to tłumaczyć
Bo to ważne sprawy, konkretne tematy
Zapachniało wiosną tak w połowie lutego
Piękny kraj mądrych ludzi tak wiele dobrego
Się wydarzyło przez ostatnie kilka lat
Teraz mówi się „zadziało” chyba, tak?
Piętrzą się problemy, wakacje blisko znowu
Ręką obracam miniaturowy globus
Zwiedzam sobie kraje zdjęcia w necie se zobaczę
Gdzie mi się podoba tam pukam palcem w mapę
W telewizji oglądam ale nie na reżimówce
Jak kordon psiarni pacyfikuje staruszkę
Zniesmaczony gaszę, poszedłbym do baru
Do lodówki upycham czteropaki browaru
Z restauracji się ostał mak i kinderburger
Ze sklepów tylko amazon i to drugie
Po co komu kino, teatr, zajebiste są platformy
Zamiast na siłownie poszedłem na schody
Z ostatniego piętra wszedłem na dach
Taki piękny zachód słońca pewnie też czasem tak masz
Od tarczy słońca nie da się oderwać wzroku
Wielki czarne plamy dodają jej uroku
Sam siebie pytam czy postępy mam już?
W sztuce latania, najtrudniejszej ze sztuk
Ostatni refren bo ostania to piosenka
Lęki głębokie niestabilny mięsień serca
Lady Pank zrobił krok i ściągnęło go w dół
Tylko raz jeden w życiu coś takiego czuł
Ja rzucam pustą puszkę, leci 12 pięter
Zamiast mnie, a ja po schodach zejdę
Jutro znów brak postępów w sztuce latania
Nie ma łabędziej nuty, nie ma skakania
Folie z czteropaka wiatr w dal unosi
Nie wzywajcie policji na nic się nie zanosi
Facet wyszedł na dach ale nie skoczy
Pije, patrzy na słońce i pali papierosy
Krwawa kula słońca nieśmiertelna jak feniks
Grzebie się w Kampinos rano wstaje z podziemi
|
Streaming and Download help
If you like elektronikt, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp