We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

Lockdown (LP)

by elektronikt

/
  • Streaming + Download

     

  • Compact Disc (CD) + Digital Album

    Includes unlimited streaming of Lockdown (LP) via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.
    ships out within 2 days

      29 PLN or more 

     

1.
Szary niewysoki , ohydny Mur cmentarny Za nim groby obcych ludzi a przed nim trawnik Na Murze napisy z lat dziewięćdziesiątych jeszcze Czechosłowacką farbą w sprayu namalowane serce Kto wyraża miłość w taki sposób oczywisty Kocham Łysego… ale kto? Mur milczy Norbert przeprasza, za coś Karolinę Tylko Ściana wie za co i czy wybaczy czy nie W innym miejscu po prostu imię: Paulina Żółto niebieski wrzut, kim była ta dziewczyna? Tajemnicę kryje Beton, milczą także zmarli Leżący pół metra dalej za Murem cmentarnym Zostań ze mną na zawsze albo tylko na chwilę Kaśka i Kamil które z nich jeszcze żyje Jak Bóg mi miły Ściana wie a ja nie wiem Czy dopadli ich z bejzbolami „Turyści 97”? Mówi do mnie mur, zrozumiałem połowę Przyjdę następnym razem, może resztę powie Jak na razie tajemnica, ze zmarłymi sztama Trochę się dowiedziałem a resztę wie ściana Co mówi do mnie mur, czy chce bym poznał prawdę Tajemną skrywa wiedzę pewnie w pakcie z Diabłem Szara płyta betonowa a w niej zakuta wiedza Żeby cos zrozumieć uważnie czytać trzeba Proboszcz ma duże cyce, Łysy zajebiste skary mmmmm… no i te sandały konkretne sprawy, nie głębokie filozofie ale zaczekajcie w następnym wersie w strofie pyta mur: czy pamiętasz jeszcze? Kim chciałeś być jak byłeś dzieckiem? No, ciekawe, o czym teraz myślisz? Czy jesteś dumny z siebie, że rozczarowałeś wszystkich? Prawda jest gorzka i wciągam ją przez….. Dalej jest nieczytelna przekazu treść Czasem płaczę ze śmiechu a czasem ze smutku Najczęściej bez powodu, mówi postać z rysunku Na czerwono wyrysowany kwiat miłości Sylwia i Erni tu byli w przeszłości Czy nadal są razem? Wiedzą tylko duchy A pewne jest jedno: jak jest gówno to są muchy Mówi do mnie Mur, zrozumiałem połowę Przyjdę następnym razem, może resztę powie Jak na razie tajemnica, ze zmarłymi sztama Trochę się dowiedziałem a resztę wie Ściana Co mówi do mnie Mur, czy chce bym poznał prawdę Tajemną skrywa wiedzę pewnie w pakcie z Diabłem Szara płyta betonowa a w niej zakuta wiedza Żeby cos zrozumieć uważnie czytać trzeba Mówi do mnie Mur, zrozumiałem połowę Jeszcze raz zapytam, może prawdę mi powie Świat się zmienia, słońce zachodzi, wódka kończy To prawda prawdziwa jak plamy na słońcu Dobrze czy źle? Czy tak czy nie? Niczym karty tarota, Mur swoje wie Żywy głos przeszłości… Młynów i Gibalak Więcej danych niż 5G ma nieśmiertelna ściana
2.
Dom 03:24
Od kilku lat myślę tylko o tym, właściwie od zawsze Aby wybudować dom moich marzeń Przyszły trochę lepsze czasy i wreszcie jest decyzja Własnymi siłami realizowana wizja Starannie wybrany projekt poddałem analizie Żeby wszystko się zgadzało od dachu po piwnicę Każdy detal ważny, istotne są niuanse Jak Corbusiera dzieło piękne i funkcjonalne Plac budowy pusty jeszcze ale w wyobraźni Dokładnie wiem co i jak , gdzie będą ściany Wreszcie zaczęte już prace budowlane Najważniejszy jest przecież solidny fundament Rosną mury pną się w górę z godziny na godzinę Tak realizując plan postępy czynię Nie będę sztucznie i przesadnie skromny Bo wiem co robię i jestem w tym dobry Wybuduję dom niech spełni się fantazja Ograniczenia precz, to apostazja Każdy ma prawo święte do własnych marzeń Do realizacji swojego ciągu zdarzeń Niech żyje inicjatywa, sprawy w swoje ręce Intercity po torach a ja gdzie chcę skręcę Budowa tego domu jest życia sensem przecież Szczerze wierzę w to, że tak właśnie będzie Zgodnie z założeniem doskonale idą prace Nad pierwszą kondygnacją solidny strop kładę Co powiedzą sąsiedzi? Jak im zrzednie mina? Zawsze dobrze kończy ten co dobrze zaczyna Chyba każdy po sobie chce zostawić świadectwa Dobre życie : cel, realizacja i konsekwencja Jeszcze puste oczodoły otworów okiennych Ale już dach o proporcjach nieskazitelnych Przykrywa całość, bryła jest czytelna Ile mogłem w robotę tyle dałem serca Nad horyzontem bordowa, drżąca kula słońca Wieczór jest ciepły, atmosfera wręcz gorąca Przyjemnie szumi Bałtyk, dom jest nad morzem Odwracam wzrok, zachwycam się Kodak kolorem Wtem podbiega gówniarz z psem, dom niszczy kopniakiem Pies oddaje na to mocz, zostaje z obszczanym piachem Wybudowałem dom, spełniła się fantazja Oddaliłem ograniczenia, to apostazja Każdy ma prawo święte do własnych marzeń Do realizacji swojego ciągu zdarzeń Niech żyje inicjatywa, wziąłem sprawę w swoje ręce Intercity po torach, ja wiedziałem, że skręcę Ten dom był mojego życia sensem I chociaż go już nie ma, ja dalej w to wierzę
3.
A analfabetyzm, absencja intelektu Antysystemowy absolutnie antyzespół Bezapelacyjny protest bezkompromisowo Na bruk za myślenie rzuci bezmyślne ZOMO Celne puenty, cenne idee, szczytne cele Centurion mieczem utnie, czasu już nie wiele Dna dotknąć trzeba by odbić się , dlatego Dopisz się do klubu dyskusyjnego Alfabet część pierwsza od A do L litery To tylko piosenka, lecz będę szczery Chciałbym by miała moc Niagary wodospadu Ma jedynie wody w kiblu z rezerwuaru Nieczystości płyną rurą kanalizacyjną Wprost do Wisły przez czajkę awaryjną Efekt światła w tunelu, ej panie Edison Mocniej emanuj, oświeć no egocentryka Na forum temat czy faktycznie fort obrony się utrzyma Fatalista śpiewa fado, nieśmiertelną pieśń podziemia Gdzie tam fatalizm, gówno z fatalizmem Głowę masz na kręgosłupie to znajdziesz wyjście Chamstwo na podestach, niepohamowane Handel złym słowem, haracze pobrane Alfabet część pierwsza od A do L litery To tylko piosenka, lecz będę szczery Słowa i literki w Bałtyku się rozmyją Nie będą już wiedziały która skąd i czyja Przepłynie po nich kuter, idzie za dorszem Słowo Polska jeszcze żyje, w sieć mu się zaplącze Idiokracja - zabrać żeby podarować Indolencja wreszcie nauczcie się rachować Jak już się nauczycie no to się jorgniecie Jak Jogi jebie resztę miśków i się pośmiejecie Kurwa, no nie wytrzymam, z H jeszcze dałem spokój Kombajnami koszą kieszenie a nie kłosy Lepiej lizać ciepłe lody leżąc latem na łące Niż nie łapać literalnie tych słów połączeń Alfabet część pierwsza od A do L litery To tylko piosenka, lecz będę szczery Chciałbym by miała moc Niagary wodospadu Ma jedynie wody w kiblu z rezerwuaru Nieczystości płyną rurą kanalizacyjną Wprost do Wisły wpadają przez czajkę awaryjną Słowa i literki w Bałtyku się rozmyją Nie będą już wiedziały która skąd i czyja Przepłynie po nich kuter, idzie za dorszem Słowo Polska jeszcze żyje, w sieć mu się zaplącze
4.
Depresja 03:37
Od dłuższego czasu wyczuwalny gruby kryzys Robotę od nowa ciągle robię jak Syzyf Z rana zaczynam i pod wieczór kończę Kamień znów na dole i za chmurami słońce I deszcz i śliski głaz i ciężko się toczy I myślę i kombinuję, znikąd pomocy Różne pomysły na poprawę mam w notesie Kultura fizyczna… już jestem w dresie Sport, no nienawidzę ale biegnę na bieżni Potem się nawdycham jodu na Hallera z tężni Solanki za dużo i spojówki zapalenie W dobie Covidu niedostępne jest leczenie Znajdź se nowe hobby, kup sobie motocykl Wpisuję te pomysły w kolejny skoroszyt Ćwiczenie jogi daje znikome efekty W żaden sposób nie mogę zwalczyć depresji A może to jest forsa, na melancholię remedium A może miłość i przyjaźń w katastrofy przededniu Czy też może narkotyki i inne używki A może sztuka? Zapisane na dysku pliki? A może jednak praca? I z niej satysfakcja? Zdjęcia artystyczne? Robione na wakacjach? Polityka, nienawiść, wyrozumiałość, wojna Mój kraj to wieś, wsi wesoła, wsi spokojna Zakupy leczą rany, kupię sobie coś dobrego Jednak nie, nie zasługuję na nic ładnego Bo choćby nowe buty kosztowały całą pensję Czarną tkaniną owinięte jest serce Bije szamocząc się jak opętany gołąb Antydepresanty z wódką pół na pół z kolą Trochę lepszy humor, zaraz wszystko siada Wpłacam trzy stówy na zbiórkę dla psiaka Zwierzak uratowany, będzie miał co szamać Ja nie mogę wyjść ze swojego mieszkania Cholerne natręctwa i gonitwa myśli Źle gdy byłem sam, teraz źle, bo przyszli Elo, hejeczka, jak się trzymasz byku? Dobrze, mordeczka, tak dalej smyku Szumi dokoła las, czy to jawa czy sen Co ci przypomina widok wspaniały ten A może to jest forsa, na melancholię remedium A może miłość i przyjaźń w katastrofy przededniu Czy też może narkotyki i inne używki A może sztuka? Zapisane na dysku pliki? A może jednak praca? I z niej satysfakcja? Zdjęcia artystyczne? Robione na wakacjach? Polityka, nienawiść, wyrozumiałość, wojna Mój kraj to wieś, wsi wesoła, wsi spokojna Chemiczne stymulatory, może lepsza lobotomia Tnij panie Moniz, vivat neurologia
5.
Słychać pod chodnikiem zgiełk pod ulicą Tysiące, miliony głosów szaleńczo krzyczą Ze studzienek wydobywa się słodki zapach krwi Miałem dobry nastrój a teraz mam zły Bo wiem co się dzieje znam te hałasy Pod ziemia wojska obierają nowe trasy Mali generałowie rozkazy wydają Legiony idą na śmierć masowo umierają To odwieczna walka szczurów, nieustający konflikt Biją się dwa klany, czas świętej wojny Z jednej strony popielate, z drugiej szare szczury Agresja wobec innych jest częścią natury Niekończący się potok okrutnej nienawiści Oni muszą się bić, muszą się zniszczyć Bezinteresowna, szczera chęć eksterminacji Eliminacja wroga za sprawę racji Z kanałów do piwnic rozszerza się batalia Zabarwione rudą krwią płyną fekalia Ostre zęby zatapiają się w karkach przeciwników Szelest rozdartych futer, otworzonych brzuchów Oszalałe oczy szczurów, szarzy kontra popielaci Masowe egzekucje innej maści braci Pozbawione kończyn młodociane osobniki Żywe tułowie w kałuży krwi na ulicy To odwieczna walka szczurów, nieustający konflikt Biją się dwa klany, czas świętej wojny Z jednej stronie popielate, z drugiej szare szczury Agresja wobec innych jest częścią natury Niekończący się potok okrutnej nienawiści Oni muszą się bić, muszą się zniszczyć Bezinteresowna, szczera chęć eksterminacji Eliminacja wroga za sprawę racji
6.
Nie lubię 04:56
Nie lubię szeryfa i tępych sługusów Grubymi nićmi szytych interesów Nie lubię zimnej kawy ani ciepłych browarków Waty cukrowej, koncertów na jarmarku Nie lubię wrzasku polskich wokalistek Oprócz Kasi Nosowskiej, to oczywiste Niechęć mam okrutną do kabaretów Tych z telewizji jaki i z internetów Stand up rodzimy na tak niskim jest poziomie Jak nauka podczas pandemii w covidowej szkole Nie lubię jak sąsiad remontuje lokal w bloku Zdalna praca, on napierdala od pół roku A propos, nie lubię jak Polacy mówią Ruscy To są Ukraińcy nauczcie się kurwa wreszcie wszyscy Poziom złości jeszcze niski, w drugiej zwrotce go zmienię Co powyżej linii? Opowiem w refrenie Lubię jak jest dobrze, lubię jak jest fajnie Jak dzieciaki się kąpią w miejskiej fontannie Lubię jak jest wesoło, przyjaciele bawią się A ciężki pieniądz w portfelu kieszeń rwie Lubię używki w ilościach dostatecznych Tak jak lubi je młodzież ze szkół społecznych Szanuję gwarny klimat Azję wschodnio południową Ale w nocy to wolę ciszę … grobową Lubię szybkie samochody, no wiem to banalne Lubię Róże Europy, Dezertera i Armię Cenię sobie luz i stolicę Niderlandów Cały jestem w skowronkach, jak w piosence skaldów Lubię cenę Bitcoina gdy kupiłem i nie spada Wole jak się mów marmo a nie marmelada W ogóle świat jest piękny, tak to kurwa widzę Teraz będzie dalej o tym czego nienawidzę Głupota, skąd się biorą te wszystkie chamy? Ludzką mierzwą zasłany kraj jak dżungla małpami Istny cyrk pajace klauni może przesadzam Ale nie, Stańczyk wstał z krzesła i szybko spierdala Nie lubię tych strzałek, zielonych w prawo Przecież już idą ludzie na pasy jak się pojawiają Nie lubię tych nadgorliwców, krawężników Codziennie spisujących tych samych alko typków nie lubię jak dziewczyna wmawia to czego nie było nie można tłumić protestów brutalną siłą a małostkowość wkurwia mnie najbardziej weź se sznurki zawiąż i powieś się za palce 12 godzin pracy według kowidowych zasad Ten system niszczy psyche mojego brata Nienawidzę tego, i jeszcze wielu rzeczy Jak kiedyś Coloseum na Górczweskiej dyskoteki Lubię jak jest dobrze, lubię jak jest fajnie Jak raperzy nie śpiewają o fikcyjnym hajsie Lubię jak jest wesoło, lubię Europę Wschodnią Lubię twórczość artystów, zanim nie zwątpią Lubię muzeum D’Orsay lubię także Mumok W Tibilisi za wódkę tanio płacić a Londynie grubo Lubię gitarki Fendera i samochody Mitsubishi Lubię gryzonie – świnki morskie, szczury, chomiki i myszy Psy też są w porządku ale tylko te mojej córki Pozytywnie nastawiony do Owsiaka zbiórki W dziewięćdziesiątym trzecim grałem musze się pochwalić Na pierwszym finale orkiestry , ziomale Lubię jak Bitcoin leci w dół na łeb jak Ikar Nie inwestuję w krypto ani wczoraj ani dzisiaj
7.
Spisek 04:34
Dzień dobry, guthen tag, meine damen i herren Wszczepili mi to w piątek, wyrzygałem w niedzielę Astra Zenka, Helfajzer, Johnson, Moderna i Sputnik Zaczipowani wszyscy i mądrale i głupki Jak bomba z Tupolewa, prawda wszystkim znana Jak śmiertelny jad żmii w afrykańskich bananach Płaskoziemcy oskarżeni że to ściema dla zysku A NASA pilnuje by nikt nie spadł z dysku Macierewicz kosmita, prawda wszystkim znana Jakby co? To wiadomo z Putinem spierdala Na planetę Eris do bazy Chińczyków Bo są dogadani, rozliczeni, nie ma zgrzytów Dosyć polityki, koniec tych głupstw Ruski Kaczor, niemiecki jest Donald Tusk Ważne, że ele samochodów jest więcej Że jeżdżą na drogi, krwawy, doniecki węgiel Oko patrzy z dolara, z piramidy widać wszystko Iluminaci w kabacki lesie, pali się ognisko Masoni, Opus Dei i Mędrcy Syjonu Pierdolę tę imprezę, ide do domu Włączam telewizor, coś mówią o słupach Frankowicze cierpią, bo to Bilderberg Grupa Pięćset lat historii białego człowieka Nie poznasz całej prawdy, choćbyś nie wiem jak był ciekaw Armstong mów prawdę jesteś aktor czy astronom? Zaginęło zdjęcie z księżyca z babą gołą Reptilianie prezydenci Stanów Zjednoczonych I Elżbieta II nie chce oddać tej korony Bo przeżyła wszystkich, jak na kosmitkę młoda Dowolną postać mogła przybrać…. Hmmmm no szkoda Cholera mnie bierze bo patrzę w niebo i się wścieknę Trująca smuga z samolotu, to niebezpieczne Rozpylane są wirusy różne a także bakterie W końcu Gates i Zuckerberg zmienią atmosferę Windows wymusił znowu aktualizację Zesrały się programy, skasowały wakacje Zniknęły kontakty, uleciały w chmurę Anulowały subskrybcje, poszły w czarną dziurę Myślicie że się kończy piosenka? A gdzie tam Przestanę jak spadnie ta chińska rakieta
8.
Muzyka gra monter bit montuje Druga część piosenki się realizuje Następna litera N na miejscu jestem z tekstem Nawet narkotyki są niepotrzebne Co dziś się opłaca? Oszczędność i ostrożność Zakazali iść do klubu, więcej hajsu na koko Pojąłem zasadę, podwójny zysk dla mnie Browar z puchy, portfel gruby bo nie piję w knajpie Alfabet część druga od M do Z litery Miejski Zespół zamiast dwóch cztery adaptery Gramy więcej lat niż ma uczeń w liceum Muzyka jest na wszystkie bóle serum Twórczości towarzyszy specyficzny nastrój Liczymy transjenty w oparach basów I sączymy se napoje, delektujemy sztuką Aktywni jak na Sycylii Etna wulkan Restrykcje tak ryją wszystkim banie Reperkusje to będą straty uuuuu niesłychane Organizm społeczny jest w stanie agonalnym Odpulił dzieciaki system szkolny Towarzysko tylko tik tok, tinder, itd. to tyle Teraz tnę w Tekena, może coś przegapiłem Uwikłany ustawiczne w ustalenia tych durniów Politycznych łobuzów, nawet nie urków Alfabet część druga od M do Z litery Miejski Zespół Muzyczny, włączone kamery Sączy się film, kolejna scena nagrana Oczywiste jak w Krynicy Górskiej woda źródlana Wciąż jest robota wbrew złej woli polityków Nie wyciszycie nut, nie spowolnicie beatów Konsekwentnie budujemy raz lepiej raz gorzej Jak ruscy Nord Stream pod Bałtyckim Morzem W litera, na nią teraz pora Jeśli chodzi o Warszawę to Właśnie Wola Archiwum X niech tę sprawę zbada Nienawiść na xero bezustannie kopiowana Y Y Yelonki Hala Wola igrek Ymieniny ma Bedar, popularne imię Neon Z z Kina WZ osobiście zdjąłem Jak Fugazi zakładali już go w piwnicy miałem Tak się kończy alfabet, piosenka na dwie części W refrenie winny być te same, a są inne treści On powinien generalnie być taki sam w kółko Ale my dosyć rzadko poddajemy się roulesom Zasady są po to by je częściowo zmieniać Jak Wiśniewski fryzurę lecz zostaje w czerwieniach Niekonsekwentnie do celu, prosta sprawa Deszcz potem tęcza na jej końcu zabawa Tak się kończy alfabet, piosenka dosyć długa Podczas odsłuchu nie styknie setki szluga Luźne teksty choć sytuacja nie sprzyja teraz Staramy się zachować odpowiedni relaks Mam problem choć nie taki jak fitness i gastro Minus 500 dla nierobów – takie rzucam hasło Praca dalej idzie, kładziemy te tracki Czasem na poważnie, innym razem dla draki
9.
Połowa marca jak połowa Balantajna Oglądam komedię, ale nie jest fajna Netflixa sugestie serdecznie pierdolę Zapaliłem papierosa i teraz się boję Lęki są znikąd, są bez przyczyny Jak by to było umrzeć we własne urodziny Takim zagadnieniem odwracam uwagę Z pustych paczek po fajkach pasjansa sobie kładę Szara chmura na blokiem wisi Wyciska z siebie lichy śnieg, jakby był na niby Przecież widać, prawda, jednak on znika Zanim dotknie szarej skóry chodnika Widzę całą Warszawę, stoję na balkonie Morowe powietrze muska moje skronie Piszę do ciebie, źle podpowiadało słowa Wyszedł bełkot, postanowiłem skasować Zamawiam Ubera, niech jedzie na Tarchomin Idiotyczne jest to hasło: „myślenie nie boli” Granatowa Skoda wiezie mnie przez miasto Chcę być w niej na zawsze, a przynajmniej zasnąć Kolorowe neony, nieczynne restauracje Mijam jak pociąg towarowy, miejskie stacje Ukrainiec ostrożnie jedzie i przepisowo Słucha se ruskich piosenek, jest wyjątkowo Wysiadam z wozu na Tarchominie bez zmian Pierwszy raz tu jestem ale dobrze to znam Alko 24 zakup niekontrolowany Teraz jestem turystą, teren będzie zwiedzany Przy alejce osiedlowej stoi szara ławka Przy niej śmietnik a w nim torby z makdonalda Gdyby pies nie szczekał, to by była cisza Gdybym miał przy sobie notes no to bym zapisał Bo coraz lepiej się czuję, wchodzi lepszy nastrój Szara chmura ciągle uprzykrza życie miastu Ale nie chce już tu być pora na drogę powrotną Wyruszyłem jesienią a wrócę wiosną Między blokami wyraźny nóż Księżyca Gdzie te słabe chmury? Żenująca śnieżyca Znowu czekam na Ubera, lubię podróże Na Jelonki przez centrum, żeby było dłużej Wracam Lanosem, pytam czy mogę się napić? Tylko Pan nie rozlej, na Polaka żem trafił Jedzie bardzo szybko, nie jak Ukrainiec Liczę latarnie, no kocham te chwile Stacja Metra Młynów nie pasuje do dzielnicy Leeeeegia jakiś facet krzyczy Myśli jak flaszka od Malibu białe Definitywnie, odczuwam zmianę Jedzie Lanos na legalu obok Wola Parku Nie wiem która godzina, nie znam się na zegarku Nie chcę się znać w ogóle na niczym Chcę już tutaj wysiąść, daję cztery dychy Osiedle Przyjaźń, o niczym nie myślę Duch socrealizmu, rzucam puszkę na ulicę Wysiadłem zapłaciłem, resztę forsy zgubiłem Dobrze się czuję przez tę jedną chwilę
10.
Jadę przez osiedle, głośna muza gra mi w aucie Zaraz coś napiszę jeszcze chwilkę zaczekajcie Zanim będzie konkret prywatnie coś powiem Lockdown ryje mi psychikę, jebie mocno w głowę Ale nie ważne, oczywiste to jest przecież Jak fake newsy w opiniotwórczej gazecie I tak jak to ze gdy w końcu otworzą restauracje Stek z nietoperza będzie w każdej karcie I na Krupówkach wczasowicze zrobią taką imprezkę Że kowida złapią nawet kurwa zaszepieńce I na znak przyjaźni, na miłości fali Jak piłkarze po meczu wymienimy się maskami Piękne życie albo śmierć w łóżku kowidowym Na słońcu plamy na księżycu ciemne rowy Pali się papieros, wieje lekki wiatr Maska wisi na uchu, widziałem to już w snach Nie chcę być ostatnim dzieckiem wolności Martwym synem anarchii, mam w sobie tyle złości Bo nie wolno na ulicy konsumować kebeba Tak jak bez fitnesklubu, nie ma piękna ciała Trzeba wreszcie powiedzieć : You Shall Not Pass! I nie złamie nas lockdown ni angina ani SARS Póki dobrze nasycona tlenem krew w nas płynie Nie zdziwi zdalne nauczanie na Medycynie Jadę przez centrum, Ściana Wschodnia we mgle Zaraz będą zwrotki ale to jeszcze nie te Zielona fala na całej długości Alej Bez hamulca Poniatoszczak, czuję się wspaniale Wisłą płynie ciężka jak betonowa płyta kra Na Rondzie Waszyngtona atmosfera zła Jakiś facet bez maseczki wdycha pyłki PM10 Bo z Saskiej Kępy to cholerstwo się niesie Millenials na hulajnodze po mokrym śniegu sunie Waporyzator ma dobry, czuć strawberry chmurę Na Brzeskiej parkuję i gdyby było normalnie Przy martwym bazarze piłbym piwo w Offsajdzie Piękne życie albo śmierć w łóżku kowidowym Śmiech albo płacz, na oddziale zdrowych chorych Pali się papieros, stoisz na balkonie Widzisz blok i nieczynne centrum handlowe Nie chcesz być tym który ostatni pamięta Jak mały dystans społeczny kiedyś był na koncertach Piękne życie albo respirator w fikcyjnym szpitalu Ostatnia nadzieja tylko w świętym gralu Jak słynna Joanna d’Arc dziewczyna z ludu Oddam życie za sprawę, no przesadzam, wyzbyłem się luzu Pozdrawiam wszystkich, macham do was maseczką Zaszczepione ramie wznoszę z zaciśniętą pięścią
11.
Budzę się rano w bloku cisza piję kawę Papieros nieszkodliwy spokojnie palę Wyświetlam sobie w głowie piękny plan dnia Elegancki bit już w głośnikach gra Sam się prosi, zatem tekst napiszę Długopis w ręku i już rezam w zeszycie winko czy piwko? Wódeczka fanta kola? Browarek biorę taka moja dobra wola Prawo wyboru to właśnie jest piękne W demokratycznym wolnym kraju napiszę tę piosenkę I leci na wyświetlacz takie marzenie Że na grubej emeryturze zdrowo się starzeję Polskich złotych mam co miesiąc za dużo i wiecie Upycham nadwyżkę, kitram forsę w skarpetę Dobrze się czuję i zadaje se pytanie Czemu jest tak dobrze, kto odpowie na nie? To projektor marzeń jest jak haszysz fajny Z czarno-białych klisz robi kolorowe slajdy Projektor marzeń, wspaniałe urządzenie To jest remedium na ograniczenie Nieuświadomiony a sprawinie działa Wszystko jest gites a nie jakaś chała Ten projektor to naturalne antydepresanty Trzeba go cierpliwie szukać aż się w końcu znajdzie A zatem siedzę i szukam, skanuję czaszkę Jak fotoplastikon obrazek za obrazkiem Przyszłość mi się jawi jako optymistyczna Nie jak ta dystopijna z seriali Netflixa Tak wysoko moja głowa tnie chmury Jak złota iglica Pałacu Kultury Zły humor, depresja to się tylko zdawało Jak F-35 szybciutko uleciało Teraz widzę wszystko ultra pozytywnie Projektują mi się utopijne wizje Szef Pfizera człek dobry z natury to widać Ujawnił sposób produkcji szczepionki na Covida Żeby każdy kraj se zrobił żeby było gites klawo Kocham naszych polityków, szczerze biję im brawo Tyle szczęścia a życie krótkie przecież jest Dlatego tak się cieszę że posiadam ten sprzęt To projektor marzeń jest jak haszysz fajny Z czarno-białych klisz robi kolorowe slajdy Projektor marzeń, wspaniałe urządzenie To jest remedium na ograniczenie Nieuświadomiony a sprawinie działa Wszystko jest gites a nie jakaś chała Ten projektor to naturalne antydepresanty Trzeba go cierpliwie szukać aż się w końcu znajdzie To Projektor marzeń jak cannabinol zacny Potrafi zrobić 3d z obrazów płaskich Projektor marzeń, umiejętność rzadka Odnaleźć w sobie dar patrzenia, niezła gratka Pływać w szampanie albo tonąć w szambie Wybór osadzony pewnie jak małpa na palmie Ten projektor to naturalne antydepresanty Trzeba go cierpliwie szukać aż się w końcu znajdzie
12.
Na zegarku dwudziesta pierwsza i dwie minuty Od kilku miesięcy czas biegnie na skróty Wind of Change cholerny wiatr przemian Powoli się wtrącamy sami do więzienia Z mózgów się robi papka, myślenie upraszcza Czuję tak jakbym dzień w dzień wrzucał kwasa Coś co się zdawało być całkiem kuriozalne Prędko powszednieje i staje się realne Panie Bareja pan dokumentalny film trzaśnie Bo dzisiaj kobietę pocałowałem w masce Zabawne czasy jeszcze się będziemy śmiali Jeszcze przy piwku będziemy wspominali No nie wiem nie wiem, dopada mnie wątpliwość Może już zawczasu trzeba kajdany zrywać O czym ty pierdolisz chyba jesteś pijany Jeszcze nie ale zaraz będę, póki alko sprzedawany W czaszce zapanuje zaraz przyjemny chłód Poczuję się lepiej, neurony skute w lód Ostatni raz powtarzam, bo chce to tłumaczyć Bo to ważne sprawy, konkretne tematy Zapachniało wiosną tak w połowie lutego Piękny kraj mądrych ludzi tak wiele dobrego Się wydarzyło przez ostatnie kilka lat Teraz mówi się „zadziało” chyba, tak? Piętrzą się problemy, wakacje blisko znowu Ręką obracam miniaturowy globus Zwiedzam sobie kraje zdjęcia w necie se zobaczę Gdzie mi się podoba tam pukam palcem w mapę W telewizji oglądam ale nie na reżimówce Jak kordon psiarni pacyfikuje staruszkę Zniesmaczony gaszę, poszedłbym do baru Do lodówki upycham czteropaki browaru Z restauracji się ostał mak i kinderburger Ze sklepów tylko amazon i to drugie Po co komu kino, teatr, zajebiste są platformy Zamiast na siłownie poszedłem na schody Z ostatniego piętra wszedłem na dach Taki piękny zachód słońca pewnie też czasem tak masz Od tarczy słońca nie da się oderwać wzroku Wielki czarne plamy dodają jej uroku Sam siebie pytam czy postępy mam już? W sztuce latania, najtrudniejszej ze sztuk Ostatni refren bo ostania to piosenka Lęki głębokie niestabilny mięsień serca Lady Pank zrobił krok i ściągnęło go w dół Tylko raz jeden w życiu coś takiego czuł Ja rzucam pustą puszkę, leci 12 pięter Zamiast mnie, a ja po schodach zejdę Jutro znów brak postępów w sztuce latania Nie ma łabędziej nuty, nie ma skakania Folie z czteropaka wiatr w dal unosi Nie wzywajcie policji na nic się nie zanosi Facet wyszedł na dach ale nie skoczy Pije, patrzy na słońce i pali papierosy Krwawa kula słońca nieśmiertelna jak feniks Grzebie się w Kampinos rano wstaje z podziemi

credits

released March 7, 2021

license

all rights reserved

tags

about

elektronikt Warsaw, Poland

contact / help

Contact elektronikt

Streaming and
Download help

Report this album or account

If you like elektronikt, you may also like: